Tytuł brzmi trochę dramatycznie, ale prawdą jest , że dla wielu z nas okres pandemii zmienił nasze życie.
Był to szok dla wszystkich, tego nikt nie spodziewał się i nikt nie był do tego przygotowany.
W wielu artykułach na moim blogu opisuję Wam nasze życie na Korfu w okresie pięknego lata i naszej zimy.
W ciągu ostatnich 25 lat życie towarzyskie i nasza artystyczna działalność odgrywały dużą rolę w naszym życiu.
Był to okres kiedy już nasze dzieci rozpoczęły swoje życie z dala od nas i to poza wyspą. W tym etapie naszego życia mogliśmy pomyśleć o nas samych i o naszych zainteresowaniach mając już na to czas.
W 2000 roku mój mąż przeszedł już na wcześniejszą emeryturę, a ja zmniejszyłam liczbę godzin pracy do minimum też myśląc o wcześniejszej emeryturze.
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego , że pracujemy po to by żyć, a nie odwrotnie. Wiedzieliśmy, że póki jesteśmy jeszcze młodzi , zdrowi I bez codziennych obowiązków w stosunku do naszych dzieci, trzeba było ten okres naszego życia w pełni wykorzystać.
Kiedy ostatecznie zdecydowaliśmy się w 2006 roku przenieść na stałe w góry do rodzinnego domu męża nasze życie radykalnie zmieniło się.
Nareszcie mieliśmy dużo czasu na spacery po pięknych, dzikich okolicach, mogliśmy zająć się ogrodem, winnica i innymi bardziej artystycznymi zainteresowaniami, które każdy z nas posiada.
Dla mnie był to cudowny okres malowania moich obrazów olejnych. Wróciłam do tej mojej pasji po wielu latach, bo wcześniej wielogodzinna praca i obowiazki rodzinne nie pozwalały mi na to. Najczęściej malowałam w zimie, kiedy za oknem padał deszcz.
Mój mąż zimą zajmował się nadzorem pracy zbierania oliwek i swoją ukochaną winnica, którą razem ukształtowaliśmy od podstaw w 2002 roku.
Dodatkowo jako tenor mój mąż jest członkiem 2 chórów i przez całą zimę jeździliśmy do stolicy 3-4 razy w tygodniu na próby tych chórów.
Mój mąż śpiewał, a ja w tym czasie spacerowałam, spotykałam się z koleżankami na kawę, chodziłam na ciekawe filmy do kina itp.
Do tego dochodziły nasze "zloty" towarzyskie w różnych domach w górach gdzie organizowaliśmy wspólne biesiady, śpiewy, potańcówki z licznymi naszymi znajomymi. Takie spotkania najczęściej trwały od południa do późnych porannych godzin.
Niezapomniane chwile...
Możecie poznać atmosferę tych spotkań oglądając na youtube.com na mojej stronie (Anna Witkowska) kilka filmików z takich spotkań. Wiele odbywało się w naszym kamiennym domu w górach gdzie wszyscy cenili sobie wspaniałą atmosferę do śpiewania w naszej kochni - jadalni.
Dodatkowo co roku chór telekomunikacji do którego należy małżonek organizował dwutygodniowy wyjazd na turnee po Europie. Na takie wyjazdy członkowie chóru mieli możliwość zabierać nas - żony czy towarzyszki życia. W ten sposób dwupoziomowym autokarem jeździliśmy po Europie dając koncerty w różnych miejscach i przy okazji zwiedzając ciekawe miejsca.
Dzięki temu mieliśmy możliwość poznać wiele ciekawych miejsc na terenie całej Europy we wspaniałym , śpiewającym towarzystwie, poznaliśmywielu ciekawych ludzi z ktorymi do dzis utrzymujemy kontakty. Wyobraźcie sobie 75 osób chętnych do śpiewu, zabawy i to od rana do nocy. Te urocze wyjazdy odsypialiśmy później cały tydzień po powrocie, bo w ich czasie szkoda było spać!
Tak wyglądały nasze zimy na Korfu.
Okres letni to dla mnie był jeszcze przez kilka lat czas pracy kilka dni w tygodniu. Jednak po 2017 zaczęłam być emerytką na pełnym etapie i tak całe letnie dni należały do nas!
Codzienne kąpiele w morzu, spacery po stolicy, spotkania z naszą " paczką" na biesiady na werandach naszych domów, spotkania w tawernach nad morzem itp.
Więc jak sami widzicie wcale nie nudziliśmy się.
Nagle w 2020 roku Covid sparaliżował cały świat, nas również.
W Grecji mieliśmy szalone rygory zakazu poruszania się i nastąpiło całkowite odosobnienie.
My mieszkając w górach nie odczuwaliśmy tego tak bardzo bo bez problemu mogłam chodzić na spacer po gajach oliwnych koło domu. Mogliśmy przebywać na świeżym powietrzu na werandzie, w ogrodzie czy w winnicy. Tylko zjeżdżając z gór po zakupy musieliśmy mieć na to pozwolenie i oczywiście musieliśmy wtedy nosić maski.
Bardzo trudno przeżywali to ci którzy mieszkali w mieście gdzie poruszanie na zewnątrz było bardzo ograniczone.
Był to bardzo trudny okres życia dla wszystkich.
Ja z mężem mieszkając w dużym , dwupietrowym domu ( 170m2) mogliśmy mieć nawet chwile samotności, mąż miał próby chóru przez internet, ja mogłam spokojnie malować lub kontaktować się ze światem też przez internet. Dodatkowo była to próba sprawdzenia naszego związku kiedy przez tak długi okres czasu musieliśmy 24 godziny na dobę być sami i razem. Przyznam się, że nawet nam się to podobało. Oczywiście bez internetu i kontaktu z naszymi dziećmi byłoby to tragedią.
Niestety ten okres wiązał się też z tragicznymi wiadomościami.
Straciliśmy kilka osób z naszej "paczki".
Największą stratą była śmierć dyrygenta chóru telekomunikacji, który był jednym z założycieli tego chóru, był jego duszą. Właśnie jemu zawdzięczamy te wspaniałe podróże po Europie.
Z obecnym dyrygentem chóru nasze wyjazdy ograniczają się do kilkudniowych wyjazdów na koncerty na obszarze Grecji. To też ma swój urok, ale to coś zupełnie innego.
Latka lecą, towarzystwo starzeje się i chęć do dalekich , długotrwałych podróży też powoli zanika.
Poza tym kilkukrotne chorowanie na Covid zostawiło niektórym uboczne dolegliwości, najczęściej związane z dolegliwościami serca czy ciśnieniem.
Z biegiem lat stan zdrowia wszystkich ulega zmianie. Wiele osób z naszego towarzystwa zaczęło mieć poważne problemy ze zdrowiem. Niektórzy przeszli poważne operacje, inni zaczęli oddalać się bojąc się kontaktów z towarzystwem i możliwością ponownego zachorowania na Covid.
To niestety obserwujemy nie tylko w obrębie naszego towarzystwa. Ogólnie ludzie żyją bardziej odosobnieni.
Kiedyś słyszałam bardzo mądra wypowiedź jakiegoś psychologa, że po 70-tce musimy mieć conajmniej 50 osób znajomych w naszym kręgu. Nie mówimy tutaj o szalonych , przyjazdnych więziach, ale po prostu o znajomościach. Takich nam nie brakuje i ich liczba znacznie przekracza 50. Wypróbowanych, wieloletnich przyjaciół przeważnie liczy się na palcach jednej ręki.
Ja przyjeżdżając na Korfu w poczatkowych latach zajętą rodziną i długo godzinną pracą w ciagu calego roku nie mialam czasu na przyjaciółki.
Kiedy córka dorastała miałam szczęście poznać 3 dziewczyny , które przez wiele lat były moimi przyjaciółkami. Niestety tuż przed COVID w 2018 w ciagu jednego roku straciłam je - wszystkie trzy zmarly na raka różnego rodzaju. To był dla mnie szalony cios.
Dla nas mieszkających w górach szczególnie w okresie zimy dochodzi trudność spotkania się ze znajomymi. Ze względu na pogodę w zimie zjazd do stolicy jest po prostu niemożliwy.
Kiedy leje deszcz lub jest szalona mgła jazda naszymi wąskimi drogami z wieloma zakrętami jest bardzo niebezpieczna. Nadmienię, że z głównej szosy do naszego domu w górach mamy dokładnie 85 zakrętów!!!
Niestety to spowodowało, te duże zmiany w naszym życiu i większe niż chcielibyśmy odosobnienie od ludzi.
Nawet w lecie spotkanie ze znajomymi w stolicy to wielki problem związany ze znalezieniem parkingu i szalonym tłokiem w stolicy w godzinach wieczornych. W tym czasie nasze spotkania w tawernach organizujemy poza stolicą, którą zostawiamy dla turystów!
Życie w górach z cudownym krajobrazem na około, ze świeżym powietrzem i ciszą ma też te minusy. Zawsze jest coś za coś.
Zimą to odosobnienie trochę mi przeszkadza. Na szczęście mamy internet i w pobliżu mamy nadmorską miejscowość tętniąca życiem przez cały rok. Dodatkowo, obecnie nie wyobrażam sobie życia w stolicy w letnie tak upalne dni.
Wszystko ma swoje dobre i złe strony....
To prawda Aniu.Moj mąż przeszedł na emeryturę 1 marca 2020 r. Były piękne plany,że pół roku będziemy mieszkać na Korfu, wynajmując pokój z aneksem kuchennym,bo jako budżetowi emeryci tylko na takie warunki moglibyśmy sobie pozwolić.Za 6 dni informacje o epidemii dosłownie zrujnowały nam plany a mnie zdrowie.W tym życiu nie spełnią się więc moje marzenia o powrocie do raju...
OdpowiedzUsuńNiestety, my często coś planujemy , ale życie idzie swoją drogą
OdpowiedzUsuń