Translate

OBY LUDZIE I ŚWIAT BYŁ LEPSZY

 Bardzo często w różnych etapach naszego życia myślimy o tym, że otaczający nas świat i wydarzenia nie są takie jakie byśmy pragnęli by były. Chcemy by świat w którym żyjemy był lepszy, ludzie nas otaczający bardziej życzliwi, bez zazdrości, zawiści i gniewu.

Wystarczy jednak posłuchać dzienników telewizyjnych by wpaść w głęboką depresję, bo wiadomości mówią głównie o tragediach ludzkich, śmierci, pożarach, powodziach itp. Rzadko kiedy słyszymy informacje o czymś dobrym, pozytywnym, pożytecznym. 

Samo życie...



Niestety od chwili kiedy się rodzimy w naszym życiu mamy do czynienia z mniejszymi lub większymi problemami i w zależności od naszego wieku i stanu zdrowotnego czy psychicznego możemy się z tym uporać lub nie.

Wszyscy chcemy by świat był lepszy, pełen dobroci, bez głodujących i cierpiących ludzi, bez chorób, bez wojen i niesprawiedliwej śmierci wielu ludzi. Niestety rzeczywistość jest inna, bardzo smutna. Mimo tego jednak musimy iść do przodu z wiarą w lepsze jutro bo tylko to dodaje nam siły przetrwać te różne tragiczne sytuacje w naszym życiu prywatnym czy tragedie dotyczące wydarzeń  na koło nas.

Sami to widzicie. W różnych częściach świata ze względu na zniszczenie naszej planety widzimy szalone katastrofy - powodzie, pożary, churagany, cyklony. Dodatkowo musimy uświadomić sobie, że nawet blisko nas ludzie walczą o wolność, giną i po wielu latach mamy ponownie do czynienia z wojną u naszych sąsiadów. To nie jest ten wymarzony przez nas świat!!! 

Wszyscy pragniemy być zdrowi, żyć szczęśliwie i w pokoju. Wojna nigdy nie była i nie jest rozwiązaniem dla wielu konfliktów i zawsze w niej dwie strony tracą.

Co każdy z nas może zrobić w takich, tak trudnych sytuacjach?

 Po pierwsze potrzebujemy informować się o tym co się dzieje na około nas by w odpowiednim czasie umieć na to zareagować. Jeśli mamy osobiście wpływ na jakieś negatywne sytuacje powinniśmy dobrze o tym pomyśleć i zgodnie z naszymi możliwościami zareagować na to  indywidualnie lub grupowo. 

Wkładanie głowy w piasek by przetrwać burzę nigdy nikomu nie wyszło na dobre. O ile to możliwe możemy zaprotestować przeciwko krzywdzie istniejącej obok nas, możemy też bezpośrednio pomóc osobom cierpiącym czy potrzebującym naszego wsparcia.

Przeważnie walka pojedyńcza każdego z nas nie przynosi wielu oczekiwanych rezultatów. Jeśli jednak wspólnie z innymi możemy zorganizować swoje działanie by zmienić świat na lepszy to ma to zawsze lepsze wyniki. To dotyczy walki z niszczeniem  planety na której żyjemy my i chcemy by żyły nasze dzieci i wnuki. To dotyczy też różnych niesprawiedliwości ekonomicznych czy politycznych, które codziennie obserwujemy w dniu dzisiejszym.

Każdy z nas powinien reagować na niesprawiedliwość istniejącą na około nas. Jeśli każdy z nas pozytywnie pomyśli i będzie działał w celu poprawienia choćby najmniejszego elementu naszego życia to to będzie już początek działalności dla dobra nas wszystkich. 

Może ona dotyczyć pomocy sąsiadce bitej przez męża, dziecka żyjącego w patologicznej rodzinie, chorej osoby mieszkającej obok nas i potrzebującej jakiejś pomocy. Bo by zmienić świat na lepszy powinniśmy rozpocząć po pierwsze od zmiany nas samych na lepszych ludzi. 

Niestety obecnie świat i ludzie są tak zaganiani za pieniędzmi i karierą, że często zapomina się o tych najistotniejszych wartościach naszego życia takich jak samo życie, nasze zdrowie, zdrowie naszych ukochanych, spokój na świecie itp. Obojętność na krzywdę i tragedię bliźniego to chyba największa choroba dzisiejszych czasów.

W sytuacjach krytycznych takich jak  wojna na  wiele z tych wartości jest naruszonych. Nikt z nas nie spodziewał się, że po tylu latach pokoju w Europie ponownie będziemy żyć osobiście, czy obserwować sceny z wojny na terenie Europy lub tuż obok. Nikt chyba nie zapomina wojny w byłej Jugosławii, wojny w Iraku, ani natarcia Turcji na Cypr, który do tej pory jest w połowie okupowany przez Turcję. To już jest historia, ale niestety na Cyprze nadal jednak aktualna. 

Wszyscy chcemy by świat w którym żyjemy był lepszy i by wszyscy ludzie mogli żyć w spokoju i dostatku. Rzeczywistość jednak była, jest i będzie inna.

Pamiętam rozmowy z moją drugą teściową Greczynką, która przeżyła 97 lat, przeżyła dwie wojny światowe, urodziła 6 dzieci z których troje zmarło po kilku latach na leczone dzisiaj choroby. Mimo tego codziennie do końca jej życia wstawała z uśmiechem na twarzy wierząc w to, że nowy dzień przyniesie jej coś dobrego i da  jej możliwość cieszyć się choćby tym, że po prostu żyje. Mając tyle doświadczeń w jej życiu mogła podzielić się ze mną kilkoma radami, które stosuję w moim życiu. 

Po pierwsze każdy nowy dzień może przynieść nam wiele dobrego i wiele złego, ale od nas zależy na co zwrócimy większą uwagę by mieć siłę iść do przodu. Radość dnia codziennego powinna dawać nam siłę by rozwiązywać codziennie istniejące problemy w naszym życiu. 

Po drugie nie ma życia bez problemów, bo one są nieodłączną częścią naszego życia. Dni beztroskich, pełnych samej radości niestety jest o wiele mniej w życiu każdego z nas. Wszystko jednak zależy od tego jak my podchodzimy i jak  rozwiązujemy problemy w naszym codziennym życiu. By rozwiązać jakiś problem musimy mieć spokojną głowę i rozważyć wszystkie możliwości i ewentualne rezultaty naszego działania. Musimy zdawać sobie sprawę z naszych możliwości i działać krok po kroku w celu rozwiązania problemu o ile jest to w naszej mocy.

Niestety nie zawsze mamy wpływ na zwalczenie istniejących obok nas tragedii. Czasami po prostu musimy wybierać mniejsze zło by w jakiś sposób na nie zareagować. W ten sposób możemy iść do przodu i by nabrać sił cieszyć się choćby małymi, najbardziej prostymi radościami naszego życia takimi jak słońce, uśmiech naszego dziecka, kwitnące kolorowe kwiaty, itd. 

W tych drobnych, prostych chwilach radości w naszym życiu jest siła, która pozwala nam pozytywnie popatrzeć na przyszłość z nadzieją o lepsze jutro. Uśmiech na twarzy małego dziecka, nawet głodnego, brudnego daje nam nadzieje na lepsze jutro. A to jest potrzebne wszystkich ludziom w nawet najbardziej trudnej sytuacji w ich życiu. Bo tylko w ten sposób możemy myśleć o kolejnym dniu, możemy mieć marzenia i plany na lepszą przyszłość.

Pamietajmy o tym , że po burzy zawsze wychodzi słońce.....

ŻYCIE BEZ DZIELENIA SIĘ SZCZĘŚCIEM Z INNYMI TO STRACONE ŻYCIE

 W ciągu całego życia  pragniemy być szczęśliwi,  marzymy, określamy różne cele do których chcemy dojść. Pierwszym warunkiem do osiągnięcia tego jest poznanie samego siebie i dokładne określenie co nas czyni szczęśliwymi. 

Bardzo często zadając to pytanie innym wymieniają  poza zdrowiem wiele celów związanych z dobrami materialnymi, tj. duży  dom, nowy samochód,  kariera zawodowa itp.

Niewiele  osób mówi o tym, że chce znaleźć  kogoś z kim będzie mógł ( mogła) dzielić się  i przeżyć szczęśliwie życie. A przecież to takie istotne!!



By być  w pełni szczęśliwym potrzebujemy mieć  kogoś  by z tym człowiekiem dzielić się  radosnymi momentami w życiu,  wspólnie zachwycać się  pięknym zachodem słońca,  wspólnie jeść posiłki czy podróżować, powiedzieć proste "dzień dobry" kiedy rano wstajemy, czy nawet pokłócić się kiedy mamy taką potrzebę!

Tutaj wielu z Was powie,  że i bez kogoś obok można być  szczęśliwym??! Tak można,  ale pełnią szczęścia idzie parami!

Bo można mieć wszytko to o czym marzymy i co chcieliśmy osiągnąć jednak jeśli nie dzielimy się tym z kimś ukochanym to nie daje nam pełni szczęścia.

Dlatego często mówimy, że ludzie którzy w swoim życiu osiągnęli wiele i znajdują się na szczycie swojej kariery najczęściej są samotni. To wynika z tego, że często dochodzą do swoich celów za wszelką cenę, często zapominając osoby, które im w tym pomogły lub po prostu były koło nich.

Dodatkowo bardzo często ludzie zafascynowani jedynie dojściem do określonego celu chcą się na tym skoncentrować i nie lubią mieć nikogo obok siebie w czasie tej drogi. Tylko pod koniec, kiedy ten cel osiągają czują się bardzo samotni. Bo szczęściem i radością z sukcesu trzeba się dzielić.

Często obecnie obserwuję wśród młodych ludzi ścisłe określanie ich celów w życiu: osiągnięcie niezależności zawodowej, kariery, posiadanie własnego mieszkania, własnego samochodu. Nie chcą w tej drodze dzielić się osiągnięciami z inną osoba. Często to stoi na przeszkodzie w ułożeniu sobie życia z inną ukochaną osobą, bo nie istnieje słowu MY ale tylko osobne JA i TY. Nie jestem pewna z czego to bardziej wynika. Czy z egoizmu , czy może z niepewności dnia następnego??

Znam dziewczynę która wychodząc za mąż za ukochanego chłopaka chciała dokładnie spisać wszystkie ślubne prezenty by w razie rozwodu wiadomo było kto co weźmie!   Jak się wychodzi za mąż z takimi myślami to po co w ogóle wychodzić za mąż?

Często młoda para wchodzi rozpoczynać swoje życie to całkowicie urządzonego przez jedną z nich mieszkania czy domu. Tak ta druga osoba czuje się w tym otoczeniu trochę obco. Czy  nie jest lepiej wspólnie stworzyć swoje swoje ukochane "gniazdko" z tym co podoba się obojgu. Wtedy obydwoje będą czuć się lepiej w tym wspólnym domu.

Przypomnijcie sobie też sytuacje w których coś dobrego Wam się przydarzyło. Co chcieliście po tym fakcie zrobić? Czy po pierwsze nie chcieliście się tym Waszym szczęściem podzielić z bliską Wam osobą? Bo tylko tak w pełni mogliście poczuć się szczęśliwym i z przyjemnością świętować z tej okazji.

Bardzo smutne jest to, kiedy po osiągnięciu jakiegoś upragnionego celu sami zasiadamy do stołu by świętować, czy sami otwieramy szampana?! To są stracone chwile w naszym życiu. Bo tylko wtedy gdy dzielimy się z kimś naszym szczęściem wszystko nabiera wartości. 

Pamiętajmy o tym, że szczęście zawsze chodzi parami i większą radość w naszym życiu daje nam dawanie niż otrzymywanie od osoby ukochanej.

Jeśli jesteście osobami żyjącymi samotnie z wyboru lub bo tak się Wasze życie ułożyło to nawet w takiej sytuacji w momentach szczęścia potrzebne są inne osoby by się tym szczęściem podzielić, wspólnie obejrzeć zachód słońca, czy wspólnie podróżować. Nie zawsze jest to mąż, żona, dzieci, czy wnuki. Może to być osoba zaprzyjaźniona z którą spędzamy wiele fajnych, ciekawych chwil czy nawet dni. Każdemu potrzebna jest taka "bratnia dusza" by choćby w razie potrzeby można było zadzwonić i czymś się podzielić.

Pamiętam jak w czasie jednej z prowadzonych przeze mnie wycieczek oglądając piękny krajobraz na morze i zatoczki koło miejscowości Paleokastritsa na Korfu jedna z uczestniczek wycieczki płakała, dokładnie zalewała się łzami. Powiedziała mi, że ten widok jest tak piękny, że szalenie żałuje, że w tej chwili nie ma obok niej jej ukochanej osoby by wspólnie się tym cieszyć, bo tylko tak ten moment w jej życiu miałby szaloną wartość. 



Czy Wy pamiętacie momenty Waszego życia w których do pełni szczęścia potrzebna Wam była jakaś druga, określona, osoba? 

Mam nadzieję, że taką osobę macie w Waszym życiu.


CZY NA KORFU MAMY TRZĘSIENIA ZIEMI ?

 Myśląc o wakacjach na Korfu często się o to pytacie.

Czasami dużo się na ten temat mówi kiedy w południowej części Europy ziemia się trzęsie.

W ostatnich latach na terenie Grecji obserwujemy duża aktywność trzęsień ziemi, ale na szczęście o nie tak dużym nasileniu. To jest  spowodowane tym, że Grecja znajduje się w strefie terenów aktywnych pod tym względem bo przez tereny Grecji przechodzą połączenia części twardych płatów kontynentów. Na szczęście większa część tych "kanałów" znajduje się na terenie morza opływającego Grecję i tak każde trzęsienie ziemi jest w pewien sposób tłumione przez morze. Największy taki kanał znajduje się w morskiej okolicy dzielącej Kretę od Afryki. Tam mamy częste duże trzęsienia ziemi. Specjaliści twierdzą że aktywność tektoniczna co 10 lat się zmienia, 10 lat jest bardzo odczuwalna i następne 10 nie tak bardzo. Obecnie znajdujemy się w okresie aktywności tych trzęsień ziemi stąd obecnie częściej słyszeliście  o trzęsieniach ziemi na Krecie, na Kiefalonia czy w okolicach Janina na lądzie.

Jak przed ponad 40 laty dyskutowałam na temat mojego przeprowadzenia się na stałe na Korfu z moim mężem - Grekiem (Korfiatem) po pierwsze dużo czytałam na ten temat, bo zawsze Grecja kojarzyła mi się z pięknem morza i nieba, ale również z częstymi trzęsieniami ziemi. 

Wtedy to na mapach geologicznych Europy zobaczyłam, że Korfu znajduje się na malutkim "nosie" stałej płyty kontynentu europejskiego co trochę mnie uspokoiło. Wszelkie odczuwalne tutaj trzęsienia ziemi to przeważnie fale dochodzące do wyspy z innych terenów Grecji i to już o zmniejszonej sile. Pochodzą one najczęściej z terenów koło Jannina na lądzie, z okolic wyspy Paxos, z okolic Kefalonia czy z morskiego odcinka znajdującego się na północ od Korfu pomiędzy Albanią i małymi wysepkami Erikousa i Mathraki gdzie występuje na Morzu Jońskim kanał tektoniczny. 

Grecja to przepiękny kraj, ale ziemia się tutaj często trzęsie i tego nie da się ukryć. Trzeba po prostu do tego się przyzwyczaić i brać to pod uwagę. 

W historii wyspy w latach 1900 - 2021 na Korfu znane jest 9 bardziej odczuwalnych trzęsień  ziemi z lat, które nie miały dużego nasilenia i nie przekraczały 5 w skali Richtera. Najsilniejsze jednak było trzęsienie ziemi  w roku 1956  i trzęsienie ziemi w skali 5.1 Richtera w listopadzie 1979 roku. Tego dnia odczuwalne było trzęsienie ziemi w wielu domach, z hałasem i trzęsieniem się obiektów, ale bez większych strat. Nie ma tutaj dużych strat materialnych ani ofiar w ludziach. Te trzęsienia ziemi najbardziej odczuwalne są w  wysokich domach starówki w stolicy Korfu gdzie wiele domów liczy sobie ponad 400 lat. Mimo 4 wieków istnienia nadal tam są co świadczy o tym, że trzęsienia ziemi na Korfu nie są katastroficzne.





W ciągu ostatnich 10-20 lat w Grecji zwraca się dużą uwagę na bezpieczną budowę domów, które poza posiadanym prawem do budowy domu muszą przestrzegać wszelkich praw dotyczących zabezpieczenia przeciw trzęsieniom ziemi. To jeśli chodzi o nowobudowane domy. Niestety większośc domów w Grecji to bardzo stare kamienne domy budowane nie tylko bez cementu, ale bez kolumn, czy zabezpieczeń przed trzęsieniami ziemi. Z tego powodu nawet przy mniejszym trzęsieniu ziemi widzicie tutaj dużo zniszczonych domów, które w całości równają się z ziemią lub te stare dobrze zachowane po prostu mają wiele pęknięć na ścianach i nie nadają się do ponownego zamieszkania. 



Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się nad tym jak w Japonii, która ma tyle trzęsień ziemi dochodzących nawet do 7-8 w skali Richtera ludzie w czasie trzęsienia ziemi siedzą w domu, nawet pracują i żaden budynek nie upada??! 

Tutaj na szczęście tak dużych trzęsień ziemi nie mamy, bo jak byłyby to trzeba by było chyba odbudować całą Grecję.

 


Mieszkając tyle lat na Korfu kilka razy przeżyłam trzęsienie się ziemi. Przed tym faktem o ile jest się blisko natury następuje szalona cisza, ptaki przestają śpiewać, zwierzęta są bardzo nerwowe i czasami słychać dziwny nadchodzący po szalonej ciszy szum. Jeśli w tym czasie jest się w jakimś budynku na wyższym piętrze widać kołyszące się żyrandole, szyby i szklanki się trzęsą  wydając szczególny hałas. Z pewnością nie jest to miłe uczucie.

Osobiście najbardziej utkwiło mi w pamięci trzęsienie ziemi z 1983 roku z centrum koło Jannina na lądzie greckim. Wtedy mieszkaliśmy w naszym domu na Kanoni i w czasie trzęsienia ziemi leżałam w łóżku. Leżąc mogłam lepiej zrozumieć co się dzieje wokoło mnie. Meble drżały, żyrandol się kołysał i zimny pot oblał mnie od stóp do głowy. 

Wierzcie mi, nie jest to przyjemne uczucie. Niestety do dnia dzisiejszego  nie można przewidzieć trzęsienia ziemi. Specjaliści w tej dziedzinie mają możliwość określić z pewnym procentem błędu okres w którym ma nastąpić jakieś trzęsienie ziemi, ale nadal nie można powiedzieć dokładnie kiedy i gdzie ono nastąpi. 

W ciągu ostatnich lat po większych trzęsieniach ziemi mających miejsce na terenie Grecji w szkołach przeprowadzane są lekcje informujące dzieci jak należy zachować się w czasie trzęsienia ziemi. Wraz z rachunkami za prąd przekazywane są mieszkańcom Grecji informacje o tym jak należy chronić się przed trzęsieniem ziemi. 

O ile ktoś z Was będzie na wakacjach w Grecji w czasie takie wydarzenia po pierwsze nie należy wybiegać na ulice koło starych budynków z balkonami czy budynków posiadającymi dużo szyb. Najwięcej ofiar jest właśnie przytłoczonych przez stare ściany, czy spadające szkła. Zawsze szukamy bezpiecznych, otwartych miejsc gdzie nic nie może na nas spaść, a jeśli jesteśmy w domu szukamy stropów by stanąć pod nimi lub miejsc pod dużymi stołami zawsze chroniąc swoją głowę przed spadającymi obiektami.

Dużym pocieszeniem dla wczasowiczów jest to, że wszystkie nowo wybudowane hotele mają zabezpieczenia przed trzęsieniem ziemi. 

Ja osobiście nie życzę Wam doświadczyć tego żywiołu. Jednak dobrze jest za każdym razem kiedy jesteście w Grecji na Wakacjach poinformować się ze znajdującą się na drzwiach pokoi hotelowych informacją o sposobie ewakuacji budynku. Dobrze jest też samemu zobaczyć który teren obok budynku jest otwarty i bezpieczniejszy w takich sytuacjach.




KANNIOKCHIA (canniocchia) Z MAKARONEM - PRZEPIS NA TE OWOCE MORZA

 Kanniokchia ( po włosku CANNIOCCHIA) to nie tak bardzo znany rodzaj owoców morza. Niektórzy zaliczają ją do rodziny raków, ale smakiem i wyglądem bardziej przypomina duże krewetki. Stanowi wspaniałą podstawę do pysznego, pachnącego dania.



Ma twardą  skorupę, małe szczypce i charakterystyczny kolorowy twardy ogon.


Na normalnej wielkości talerzu wygląda tak.



To bardzo popularne  owoce morza w krajach nad Adriatykiem i we Włoszech. Właśnie z Włoch przybyła ona na Korfu i jako tańsza od krewetek gotowana jest przez tutejsza ludność w różny sposób.

Kto z Was lubi owoce morza z pewnością będzie się tym zajadał, bo mięsko kanniokchia jest białe, smakiem przypomina krewetkę lub homara, ale jest bardziej delikatne.

By przygotować to "królewskie danie" potrzebujemy:



- kilka kanniokchies (1/2 kg to okolo 10 sztuk);

- dwie duże marchewki;

- dwie gałązki selera;

- 2-3 cebul;

- kilka ząbków czosnku;

- filiżanke oliwy z oliwek;

- łyżkę przecieru pomidorowego;

- 2 duże pomidory ( lub kilka małych);

- 1/2 filiżanki czerwonego wina;

- liść laurowy;

- sól, pieprz do smaku;

- drobno posiekaną pietruszkę.

PROCES PRZYGOTOWANIA :

Po pierwsze nastawiamy garnek z marchewka, selerem i osoloną wodą by się zagotowała. W tym czasie opłukujemy kanniokchi i ucinamy im ogony , te kolorowe jakby z oczami. Wrzucamy te ogony do gotującej się wody by nadać jej smak. do tego samego garnka wrzucamy do gotującej się wody kanniokchi na 3-4 minut. Następnie ostrożnie dużą łyżką wyjmujemy je by wyschły. 

Na dużą patelnię wlewamy oliwę i wrzucamy owoce morza smażąc je przez kilka minut z dwóch stron i odrobiną czosnku. Następnie wyjmujemy je na bok na  półmisek i posypujemy częścią pietruszki. 



Do tej samej patelni wrzucamy posiekaną cebulę, posiekaną resztę czosnku i pokrojoną w kosteczki marchewke (która jest w pół ugotowana). Gdy to się poddusi dodajemy przecier pomidorowy, wino, trochę soli i pieprz. Uważamy by nie przesolić bo będziemy używać też dalej tej osolonej wody z garnka gdzie gotowaliśmy ogonki i owoce morza.  Kiedy alkohol się ulotni dodajemy pokrojonę w kosteczki pomidory. Dolewamy do tego 1-2 filiżanek wody z pierwszego garnka i powoli dusimy sos pod przykryciem dopóki sos się zawiążę. Drewnianą łyżką mieszamy sos od czasu do czasu tak by się nie przypalił.


Gdy sos jest gotowy wkładamy do niego kanniokchia by nabrały smaku sosu, zdejmujemy je z ognia i przykrywamy pokrywką. 



Jeśli chcecie kilka z nich obieracie  i wyjmujecie z wnętrza tego twardego pancerza mięciutkie mięsko i dajecie do sosu. Najlepiej robi się to krojąc lub otwierając rękami jeden z brzegów podłużnego pancerza tak jak to widzicie na poniższym zdjęciu. Wtedy możecie zawartość wyjąć w całości.


W międzyczasie przesączamy wodę z gotowanych ogonków do drugiego wysokiego garnka (tak by nie miała tych twardych ogonków), dodajemy jeszcze trochę wody i gdy to się zagotuje wrzucamy makaron na 8-10 minut (tak ja go lubimy). Możemy to danie zrobić z różnego rodzaju makaronem lub z ryżem. 

Owoce morza podajecie na półmisku polanych sosem z posiekaną pietruszką.



Do tego najlepiej mieć też lampkę tego samego wina, które dodaliście do sosu.






Jedzenie tego rarytasu wymaga cierpliwości i często po prostu po zjedzeniu makaronu bierzemy kanniokchia do ręki i obieramy je by zjeść ich mięso. Wiele osób, do których i my z mężem należymy lubimy też wysysać sok z główki miażdżąc ją w ustach. Oczywiście to co pozostaje zostawiamy na brzegu talerza. Dodatkowo te małe szczypce mają też w środku mięsko. Warto je przegryźć i zjeść zawartość. W tawernach często widzę ludzi męczących się nożem i widelcem by wyjąć z pancerza zawartość - nie warto. Tutaj potrzebne są ręce.

Po całej biesiadzie zostaje talerz  ze skorupkami dla kotów jeśli macie!


Oczywiście jeśli chcecie ominąć cała procedurę obierania z pancerza konniokchia możecie po smażeniu je obrać i podać obrane. Wydaje mi się jednak, że o wiele lepiej prezentują się podane w pancerzach i cała frajda w jedzeniu owoców morza polega właśnie na trudności "dotarcia" do tego pysznego mięska.



JEDEN Z TEMATÓW TABU W GRECJI TO "ŚMIERĆ"

 Kiedy przed ponad 40 laty przyjechałam na Korfu by wraz z moim mężem Grekiem z Korfu założyć tutaj rodzinę wielokrotnie spotykałam się z dziwnym dla mnie tutejszymi zwyczajami i mentalnością tutejszej ludności. To oczywiście wiązało się z różnicą kultur polskiej i greckiej i z tego gdzie i jak ja byłam wychowana i gdzie i jak planowałam żyć.

W serii artykułów DZISIEJSZA GRECJA opisuję Wam wiele tematów dotyczących sytuacji i zjawisk z którymi spotykam się w dniu dzisiejszym. 

Grecy to w większości naród pogodny, uśmiechnięty, cieszącym się życiem na co dzień mimo wielu napotykanych problemów. Dla Greka ważne jest to co jest dzisiaj, teraz. Czasami z sentymentem wraca do przeszłości, ale nie ma dużo wspólnego z planowaniem na przyszłość czy układaniem strategii działania na najbliższe lata.

W czasie pierwszych lat mieszkania na Korfu spotkałam się z wieloma różnicami w sposobie patrzenia na świat, na życie czy na stosunki międzyludzkie. Na temat zabobonów z którymi się tutaj spotkałam macie dwa artykuły na moim blogu (czytaj "zabobony").

W tym artykule chcę poruszyć temat, który najczęściej w rodzinach greckich jest unikany lub dyskutowany w tajemnicy w małym gronie.

Chodzi mi o dyskusję na temat śmierci, poglądów na ten temat i przygotowania się rodziny do zaistnienia takiej sytuacji w rodzinie. Sama straciłam ojca mając 18 lat i wiem jak te sytuacje wyglądają z mojego doświadczenia.

Mam też w tym zakresie dość duże osobiste doświadczenie na Korfu i dodatkowo obserwuję jak do tego tematu odnoszą się osoby z greckiej rodziny  lub moi liczni znajomi.

Po pierwsze kiedy ktoś, gdzieś porusza temat śmierci od razu kilka osób podnosi głowę do góry i żegna się. Inni "plują" mówiąc tfu tfu by ich nie zauroczyć i by ich coś takiego nie spotkało. 

Takie podejście do tego tematu zawsze mnie dziwiło. Wychowałam się w Polsce w rodzinie inteligenckiej gdzie od dzieciństwa rodzice wpajali we mnie poczucie bezpieczeństwa bez względu na jakiekolwiek okoliczności, nawet na ich śmierć. Mój ukochany Tato zawsze przykładał dużą wagę do ubezpieczenia naszego domu i do ubezpieczenia na swoje życie tak by w przypadku jego nagłej śmierci nasza rodzina nie miała problemów ekonomicznych  przynajmniej w kilku kolejnych latach. Od najmłodszych lat w domu rozmawialiśmy na temat śmierci wiedząc, że w pewnym momencie naszego życia spotkamy się z tym zjawiskiem i musimy być na to przygotowani.

Oboje moi rodzice pracowali zawodowo na dobrze opłacanych stanowiskach, ale mimo tego na ten temat mogliśmy porozmawiać by być przygotowanym na wszystko - co dobre czy złe. 

W Grecji spotkałam się wielokrotnie z całkowicie innym podejściem do tego tematu. To jest zdecydowanie temat tabu w greckim społeczeństwie. Najczęściej takie podejście do śmierci można to spotkać na prowincji, na wsiach. Jednak nawet w wielu w rodzinach inteligencji z wyższym wykształceniem żyjących w miastach tego tematu raczej się nie porusza. W przypadku dużego majątku ten temat jest najczęściej  poruszany przez doradców ekonomicznych rodziny, ale nie przez samych członków rodziny.  

Jeśli na spotkaniu znajomych ktoś chce porozmawiać na temat zjawiska śmierci i tego co może być, jak jest, po śmierci większa część towarzystwa rezygnuje z dyskusji lub wręcz szybko zmienia temat. Nawet jeśli jakiś znajomy z którym utrzymywało się ścisły kontakt umiera to po jego pogrzebie i ewentualnej uroczystości poświęconej jego czci tego tematu w towarzystwie nie porusza się. 
Czasami wspomina się tego człowieka, ale tylko z miłymi wspomnieniami i szybko zmienia się temat, bo to temat dla wszystkich nieprzyjemny i  unika się go. 

Ogólnie Grecy żyją tym co jest teraz i nie lubią poruszać tematu śmierci. Nie mają zwyczaju w ciągu całego roku chodzić na cmentarze by odwiedzić grób ukochanych. Często wręcz wogóle tam nie chodzą bo uważają, że jak ktoś ma czyste sumienie i z miłością, poprawnie odnosił się do osoby zmarłej w czasie jego życia to częste odwiedzanie cmentarza nie ma sensu. Grecy uważają, że najważniejsze są nasze stosunki międzyludzkie czy rodzinne w czasie gdy żyjemy kiedy trzeba pokazywać innym nasz szacunek, naszą miłość czy troskę o kogoś. Ma to swój sens. Nie ma tutaj tak powszechnie  jak w Polsce święta zmarłych i na cmentarzach najczęściej spotykacie tylko osoby, których ukochani zmarli w ostatnim okresie. 

Ciekawa jest sytuacja podejścia rodzin do śmierci jednego z rodziców. Ten temat najczęściej powraca tylko wtedy, kiedy rodzice są już bardzo starzy, chorzy i bliski śmierci. Tutaj najczęściej dyskusja dotyczy podziału  majątku pomiędzy rodzeństwem. Niestety, to jest w Grecji najczęstszy powód do rodzinnych kłótni i według mnie wynika to z obawy do podjęcia poprawnych decyzji w odpowiednim czasie na spokojnie. Po prostu tutaj takie tematy są tabu i nie dyskutuje się o nich w rodzinie mimo tego, że rzeczą normalną jest to, że kiedyś ktoś umrze i sprawy majątkowe muszą być wyjaśnione i to najlepiej przed tym faktem.

Jeśli ktoś w rodzinie ten temat poruszy od razu pozostała część rodziny jest na niego oburzona, uważając, że chce wpędzić rodziców do grobu??!! Sama się z tym spotkałam kiedy w pewnym okresie życia moich pierwszych teściów ( mających 75 lat) zaproponowałam mężowi by poruszył  temat ich nieuporządkowanego majątku by wszystko było jasne i  załatwione zgodnie z prawem w odpowiednim czasie, tak by rodzina nie musiała później płacić większego podatku. Dla mnie to było normalne, logiczne, a mój mąż był  na mnie za to oburzony, bo nie chciał nawet myśleć o tym, że kiedyś jego rodzice umrą. Dziwiło mnie też to, że sami teściowie nie myśleli o uporządkowaniu tych spraw.

Jak dziwicie się spacerując po centrum miast greckich, że jest tutaj tak dużo opuszczonych, pozostawionych na swój los dawniej pięknych domów to powyższa informacja Wam to wyjaśnia. Po prostu przed śmiercią właściciel tej nieruchomości nie napisał testamentu i nie wyjaśnił komu ten dom zapisuje. W jeszcze innym przypadku duży majątek nie jest podzielony pomiędzy wieloma spadkobiercami w sposób jasny i przez wiele lat kłócą się oni o swoją część majątku. Takie spory często toczą się latami i tylko adwokaci na tym zarabiają.

Kiedy mój drugi teść obchodząc swoje 70-te urodziny zdecydował się zebrać rodzinę i przedyskutować sprawę ich bardzo dużego majątku i ewentualnego jego podziału po jego śmierci wszyscy byli tym zaskoczeni i uważali to  bardzo odważne postępowanie. Teściowi chodziło głównie o to by kochające się rodzeństwo pozostało bliskie sobie też po jego śmierci i w  obecności swoich dzieci i żony chciał napisać testament wiedząc i widząc, że wszyscy się z tym zgadzają. 

Niestety to są bardzo rzadkie przypadki, potwierdzające regułę pozostawiania wszystkiego do ostatniej chwili lub kiedy już jest za późno coś powiedzieć czy coś uzgodnić. Stąd w Grecji wiele rodzin jest w stanie wojny z powodu "niesprawiedliwego" podziału majątku.

Dochodzi tutaj też specyficzna mentalność dotycząca traktowania potomstwa, szczególnie na prowincji. W wielu rodzinach większa część majątku zapisywana jest chłopcom, bo oni noszą rodzinne nazwisko i tak majątek zostaje w rodzinie.  Na Korfu, na Krecie, czy w innych częściach Grecji  na wsiach spotkałam się z tym, że starsi mężczyźni nadal mówią, że mają np. dwoje dzieci i jedną córkę!! Bo córka to coś gorszego?! Zawsze mnie to szokowało i denerwowało bo osobiście zawsze chciałam mieć po pierwsze córkę!

Mimo tylu lat przeżytych w Grecji nadal obserwuje, że to ma miejsce. Cały świat się zmienia, a tutaj pewne tematy nadal pozostają takie jak były - tabu.

W czasie ostatnich dwóch lat, kiedy cały świat walczy z pandemią i kiedy wiele ludzi codziennie umiera nic właściwie się w tej kwestii nie zmieniło, a wydaje się, że powinno. Nadal wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi i wielu Greków uważa, że będzie żyło wiecznie.