Translate

DRUGIEGO ŻYCIA NIE MA !

Po pierwsze chcę podkreślić, że piszę w tym artykule o życiu tutaj, teraz na ziemi od chwili gdy się rodzimy do chwili kiedy umieramy. Mój poniższy artykuł nie porusza absolutnie tematu wiary, różnych poglądów na temat życia wiecznego, przetworzenia się naszej energii, reinkarnację itp. Szanuję poglądy wszystkich na te tematy. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie na ten temat, zarówno ludzie wierzący jak i ateiści. W końcu mamy demokrację. Nieszczęścia, tragedie, wojny, choroby, niesprawiedliwości na świecie zawsze były, są i będą. To jednak nie może zniszczyć w nas nadziei na lepsze jutro, wiary w dobro i nauczenia się postawy pozytywnego patrzenia się na życie.
Chodzi mi o docenienie daru życia, który został nam dany i powinniśmy to doceniać. 

Bardzo często spotykam się z ludźmi , którzy nie doceniają piękna  codziennego życia i chwile szczęścia odkładają na przyszłość.




Marzą o tym by podróżować... w przyszłości, marzą o cudownych chwilach spędzonych z ukochanymi.... ale nie teraz bo teraz nie ma na to czasu lub dostatecznej ilości pieniędzy, itp.

Bardzo często młodzi ludzie narzucają sobie bardzo ambitny plan by zrobić karierę , "dorobić się " dużego domu , samochodu pracując od rana do nocy i zapominając o prywatnym życiu , bo inaczej się to nie uda. 
Jednak latka lecą i nawet jeśli po latach ten cel zostanie osiągnięty to latka które przeszły nie wracają i już nie jesteśmy tak młodzi jak przedtem. 

Czas leci jak rzeka i nie wraca. 

Zupełnie inaczej spędzamy wolny czas, czy wakacje  jako ludzie młodzi i wielokrotnie bez obowiązków , a inaczej po latach kiedy mamy już rodzinę, określony tryb życia i szereg obowiązków. 

Czy pamiętacie wakacje w okresie Waszych studiów , czy nawet szkoły średniej . Tego nie da się zapomnieć . Wszyscy to wspominamy z nostalgią . Każdy ma prawo to przeżyć by mieć co wspominać ..... na starość.

Każdy wiek ma swoje prawa i trzeba je brać pod uwagę . W każdym okresie naszego życia w zupełnie inny sposób podchodzimy do tematu szczęście , wakacje, praca bo sam czas mijający nas zmienia .

Trzeba "łapać" każdą fajną chwilę w naszym życiu , bo jeśli jest na to okazja to trzeba to przeżyć . 

Drugi raz takiej okazji może nie być!!!

Oczywiście staramy się zachować jakąś równowagę pomiędzy tym co trzeba robić , a tym co można robić.

Jest jednak bardzo duża grupa ludzi , którzy po prostu nie umieją cieszyć się samym faktem , że żyją i mają tylko to jedno życie. 
Dni , lata , całe życie przepływa im  ot tak , bez większego znaczenia by w starszym wieku dojść do wniosku , że się je zmarnowało.

Bo  , tak jak to mówił wspaniały grecki poeta Odyseas Elitis - DRUGIEGO ŻYCIA NIE MA .

Często zachłanność posiadania czegoś jeszcze, czegoś większego, więcej pieniędzy, większego samochodu, większego domu , itd. przesłania fakt , że do szczęścia właściwie wiele nam nie potrzeba.

By być szczęśliwym wystarcza nam być zdrowym, mieć bliskich rodzinę czy przyjaciół, pasję tworzenia czegoś, która niekoniecznie jest związana z wykonywaną pracą i to wszystko!!!

Dlaczego trzeba dochodzić do sytuacji podbramkowych , by zrozumieć , że mamy tylko jedno życie i należy je przeżyć pełną parą mimo ciągle pokazujących się trudności mniejszych czy większych. 

Bo trudności w życiu były, są i będą . 

Od nas zależy jak z nimi walczymy i jak do nich podchodzimy.
Bardzo często jeden uśmiech , jedno serdeczne DZIEŃ DOBRY, czy objęcie ukochanej osoby zmienia sytuację i zaczynamy doceniać to co mamy by żyć i cieszyć się tym co jest TERAZ.
I takie postępowanie odnosi się nie tylko do innych , ale zacznijmy od nas samych by uszczęśliwić siebie samego i jak to jest możliwe , innych, żyjących obok nas.

Jeśli żyjecie w gronie ludzi , którzy ciągle i na wszystko skarża się i we wszystkim widzą problem to lepiej od nich uciec jak najdalej!!
Nie czekajcie na weekend by mile spędzić czas. Każdego dnia można znaleźć chwilę , by cieszyć się życiem!

Nie czekajcie na wakacje by przeżyć z ukochanymi urocze dni . Możecie to robić wszędzie i nie tylko z dala od stałego miejsca zamieszkania. Trzeba tylko chcieć , mieć trochę fantazji, wybierać odpowiednie chwile i miejsca by żyć codziennie pełnią życia .

Nie odkładajcie takich chwil na później , bo to jutro może nie być realne.

Doceniajcie to co macie. Jeśli nie umiecie cieszyć się malutkim prezentem nie będziecie umieli cieszyć się też tym wielkim, który możecie kiedyś dostać lub nie.
Czekanie na wielkie , szczęśliwe chwile to często marnowanie czasu i marnowanie życia , bo chwile mijają i  te już nie wrócą. 

Drugiego życia nie ma !!!

Oczywiście mówimy tutaj o życiu tutaj na ziemi od chwili gdy urodziliśmy się na tej ziemi do chwili kiedy umieramy, bez rozpatrywania Waszej wiary w cokolwiek innego.
Wielokrotnie po przeżyciu kilku szalenie szczęśliwych chwil w życiu dochodzimy do wniosku, że największe szczęście dają nam te małe codzienne chwile szczęścia , które sprawiają, że nasze całe życie jest udane i jesteśmy z niego zadowoleni.

Nie porównujcie swojego życia z życiem innych. Każde życie jest inne , osobiste i każde szczęśliwe życie jest inne , prywatne dla każdego.
Mówienie : takiemu ( takiej) to dobrze , bardzo często jest pochopnie mówione bez uwzględnienia warunków, sytuacji i osobowości każdego z nas.
Osobiście cieszą mnie ludzie pogodni, uśmiechnięci, którzy bez względu na istniejące zawsze trudności życia idą do przodu i cieszą się samym istnieniem , promykiem słońca, pełnią księżyca, śpiewem skowronka i nawet trudem dnia codziennego. 

Bo żyjemy chwilą, tutaj, dzisiaj, teraz.

Co będzie jutro nikt z nas nie wie, więc nie marnujmy ani jednej  chwili naszego życia .... 

Lepiej jest żyć pełną parą, próbować,walczyć o swoje marzenia i nawet robić błędy niż nic nie robić, czyli przespać swoje życie. 

Każda akcja w naszym życiu jest ważna, nawet ta w której coś nam się nie powiedzie. Pełnia życia składa się z przeplatanki radości, szczęścia, bólu, sukcesów, niepowodzeń i wielu doświadczeń  dzięki którym nauczymy się iść do przodu i które kształtują nasz charakter.
Pamiętajcie o tym, że lepiej jest swoje życie zmarnować próbując różnych szlaków niż nic z nim nie zrobić. Tylko działając w kierunku naszych marzeń mamy szansę je zrealizować. 

Bo mamy jedno życie - drugiego życia nie ma !

HISZPAŃSKIE TORTILLIA PO GRECKU

Kuchnie południowej Europy są dość do siebie podobne. 

Smaczne, pachnące potrawy są przygotowywane z warzyw prosto z ogródka, z oliwy z oliwek i świeżych, pachnących przypraw , których nigdy nie brakuje w ogródkach koło domu czy na balkonie.

Dzisiaj przygotowałam na obiad coś co zawsze łączy mi się z deszczowymi czy chłodnymi dniami, bo danie jest dość syte i w okresie upałów letnich oczywiście nie jest wskazane .

Mówię tutaj o hiszpańskim omlecie o nazwie TORTILLIA , tylko tym razem w greckim wydaniu.

Tortillia to bogaty w produkty omlet , którzy hiszpanie na prowincji jedzą na śniadanie w dnie w których przez cały dzień czeka ich ciężka praca poza domem. Jedząc tak syte śniadanie mogą doczekać do wieczornego posiłku bez poczucia głodu.

Ci z Was , którzy podróżowaliście po Hiszpanii z pewnością mieliście okazję skosztować takiego omleta w jakiejś tradycyjnej tawernie , szczególnie we wsiach hiszpańskich.

Tradycyjne tortillia w Hiszpanii jest robione z kilku ziemniaków, dużej cebuli, kilku jajek i oczywiście oliwy z oliwek. W wielu przypadkach dodawane są też grzyby.

W Grecji spotkałam się z tym daniem na wsi , szczególnie w dni kiedy zbiera się winogrona , czyli w okresie tzw. TRIGO.

Tak wygląda grecka wersja Tartillia. Jest o wiele bardziej bogata i bardzo kolorowa!


W Grecji to danie przygotowujemy z dużą ilością świeżutkich warzyw zerwanych prosto z ogródka.

Jest to też świetny sposób wykorzystania posiadanych w ogródku w dużej ilości warzyw do zrobienia czegoś smacznego i szybkiego do wykonania.

Tutaj po prostu dajemy wszystko co mamy w ogródku drobno pokrojone. Ja dodatkowo dodaję do smaku małą kiełbaskę , która świetnie tutaj pasuje.



Do przygotowania tego omletu potrzebujemy :

- 1 filiżankę oliwy z oliwek;
- 4-5 jaj;
- 2 duże ziemniaki ;
- jedną małą kiełbaskę;
- 1 dużą cebulę;
- 1 dużego bakłażana;
- 1 czerwona paprykę;
- 1 zielona paprykę;
- 1 żółtą paprykę;
- 1 średniej wielkości cukinie ;
- 1 średniej wielkości pomidora , ale bez soku i pestek;
- 2 - 3 małych pikantnych papryk ;
- sól i pieprz .

Oczywiście jeśli nie macie jakiegoś z tych składników omlet też wyjdzie i będzie smaczny. Dla mnie ważne jest to by były wszystkie pikantne składniki bo wtedy efekt jest gwarantowany.


Po pierwsze przygotowujemy wszystkie składniki krojąc je na drobniutkie kawałki. Tylko ziemniaki kroimy na trochę grubsze kawałki.

Potrzebna jest nam duża patelnia z przykrywką.

Wstawiamy na ogień patelnię i wlewamy na nią większość oliwy z oliwek. Dodajemy na patelnię pokrojone ziemniaki i smażymy je na wolnym ogniu ciągle je obracając na około 10 minut.

Następnie dodajemy na patelnię cebulę, kiełbasę i bakłażany i wszystko dokładnie mieszając smażymy przez następne 10 minut.


Następnie dodajemy wszystkie pokrojone i kolorowe warzywa. Wszystko dokładnie mieszamy i dusimy razem przykryte pokrywką przez następne 5-10 minut.


W tym czasie w dużej misce rozbijamy i ubijamy jaja przez kilka minut jaja.

I tutaj znajduje się cała tajemnica udanego TORTILLIA!

Do miski z ubitymi jajami wlewamy z patelni wszystko co tam smażyliśmy i mieszamy dokładnie całość w misce. Nie robimy tego odwrotnie , bo tylko tak wszystkie produkty dokładnie "obleją się " jajami.



Wtedy ponownie dajemy patelnię na ogień i wlewamy na nią troszeczkę oliwy tak by nie była ona sucha. 

Dajemy na patelnię zawartość miski ugniatając wszystko łyżką tak by ta masa była równomiernie rozłożona na patelni.


Tak smażymy całość na patelni przez 5 minut formując brzegi omleta drewnianą płaską łyżką i czasami podnosząc nią brzegi omleta sprawdzamy czy już tworzą one jednolitą konsystencję.

Teraz następuje bardzo ważny moment bo trzeba przykryć patelnię pokrywką i szybko , najlepiej nad zlewem, odwrócić wszystko do góry nogami tak by omlet znalazł się na przykrywce z usmażona stroną do góry.

Tutaj uważajcie by na patelni nie było dużo oliwy bo możecie się poparzyć!!!

Ostrożnie zsuwamy omlet ponownie na patelnię i smażymy omlet z drugiej strony na następne 5 minut ale już pod przykrywką.


Nasze pyszne danie jest gotowe!!

Ja najczęściej podaję je z ogórkiem pokrojonym w grube plasterki posypanym oregano i solą oraz polanym winnym octem.


SMACZNEGO !!!

REKINY NA KORFU ???!!!

Korfu to urocza zielona wyspa, którą otacza piękne, błękitne i lazurowe morze.

Wielu z Was przylatuje tutaj by się nacieszyć ciepłym morzem , kąpielą w morzu i słońcem na licznych plażach.

W innym artykule napisałam Wam co możecie zobaczyć czy spotkać w korfiańskim morzu pływając łodziami na około wyspy. 

Na ten temat czytajcie tutaj :

https://korfumojaprzystan.blogspot.com/2018/08/co-zobaczycie-w-korfianskim-morzu.html

Wielu z Was pyta się o to czy na Korfu jest możliwość spotkania w morzu rekina ?




Proszę Państwa istnieje mała , ale istnieje taka możliwość!!!

Po pierwsze wszystkim mieszkańcom wyspy znana jest historia Wandy , szesnastoletniej Κorfiatki o nazwisku WANDA PIERRI, która wraz z kolegą siedemnastoletnim GIORGOSEM wybrała się nad morze by się wykąpać w okolicach Mon Repo.

17 sierpnia 1951 roku ci młodzi ludzie rano zaczeli kąpać się w korfiańskim morzu . Niestety odpłynęli dość daleko od brzegu. 

W pewnej chwili obok nich pokazał się biały duży rekin , który zaczął ich atakować. 

Doszło do walki z rekinem w czasie której rekin bardzo poważnie okaleczył Giorgosa i niestety, zranił i okaleczył  śmiertelnie Wandę.

 Giorgos ocalał dopływając do brzegu w chwili gdy rekin "zajmował się " atakowaniem  Wandy. 

Wszystkie gazety w Grecji opisywały ten wypadek i dokładnie informowały o tym jak to się stało.

Od tego czasu bardzo często mówi się na wyspie o tym by nie odpływać od brzegów i kąpać się w niedalekiej odległości od plaży. 

Słyszę od Was o nocnych wypadach w morze i pływaniu w morzu na około łodzi na otwartym morzu. 

Myśle, że teraz grubo się nad tym pomyślicie.

Morze zawsze kryje niespodzianki!!!

Trzeba wiedzieć gdzie się pływa , widzieć dno morskie i okolice morza w którym bawicie się w wodzie.

Poza tym pamiętajcie o tym , że MORZE TRZEBA SZANOWAĆ i nigdy nie przeceniać swoich sił w pływaniu w zburzonym falami morzu.

W okresie lata w noce z pełnią księżyca bardzo często organizowane są wypływy w morze stateczkami by z muzyką , śpiewem i jakimś jedzeniem spędzić czas na morzu .

 Często towarzyszy temu pływanie w morzu , ale zawsze odbywa się to dość blisko jakiejś plaży . To dla bezpieczeństwa uczestników wycieczki.

W dzisiejszych czasach , kiedy na Korfu przypływa bardzo dużo statków rejsowych bardzo często za tymi statkami płynął rekiny , które zjadają jakieś odpady wyrzucane przez statki do morza.

Część z nich jest niegroźna i mała , ale nigdy nie można wykluczyć możliwości pojawienia się dużego groźnego rekina!

Przed kilkoma laty na Korfu w okolicach stolicy ponownie pokazał się duży rekin i przez około miesiąc zabronione było pływanie w morzu w okolicach stolicy. 

Jak Wam opisuję w jednym z moich artykułów
https://korfumojaprzystan.blogspot.com/2018/08/moje-przygody-na-morzu-korfianskim.html

Miałam okazję zobaczyć z bliska małego rekina, długości 1.5 metra, który został wyłowiony przez mojego męża w okolicach Kassiopi na otwartym morzu pomiędzy Albanią i Korfu. On był mały , ale zawsze koło małego gdzieś jest większa, np. mama rekin. 

Chcę byście o tym pamiętali o ile oddalacie się od brzegu wyspy i chcecie popływać beztrosko w morzu na około wynajętej łódki.

Przezorny zawsze ubezpieczony !


CO ZOBACZYCIE W MORZU NA OKOŁO KORFU?

Wakacje na Korfu, to dla wszystkich z Was po pierwsze plaża i  morze.




Wyspa ma wiele walorów , jest bardzo zielona , zróżnicowana terenowo, są tutaj góry, doliny, plaże różnego rodzaju i wielka historia którą widzicie na każdym kroku. 

To co jednak najbardziej  Was zachwyca to po pierwsze lazurowe morze na około wyspy, cudowne, różnorodne plaże i to co kryje woda morska na około wyspy.

Morze na około Korfu, czyli Morze Jońskie  jest jeszcze wspaniałym miejscem do łowienia ryb. 

Na temat tego jak łowimy ryby na Korfu napisałam czytajcie w innym moim artykule tutaj :

https://korfumojaprzystan.blogspot.com/2018/05/jak-owimy-ryby-na-korfu.html

A na temat moich przygód w czasie łowienia ryb czytajcie w moim artykule tutaj :

https://korfumojaprzystan.blogspot.com/2018/08/moje-przygody-na-morzu-korfianskim.html

W tym artykule chcę Wam powiedzieć o niektórych niespodziankach, które możecie mieć pływając łodzią na około wyspy....

Bo jak często podkreślam morze trzeba szanować i jeśli nawet wybieracie się sami jakąś łódką by popływać koło wyspy uważajcie gdzie pływacie, sprawdzajcie dno morza przed nurkowaniem , czy skokami do wody oraz nie pływajcie w morzu bardzo daleko od od brzegu. 

Urodzona w Lublinie nie miałam sama wiele wspólnego z morzem poza corocznymi wakacjami nad polskim morzem. Nie znałam morza z bliska tak jak je znają rybacy czy żeglarze.

Przyjeżdżając na Korfu weszłam w rodzinę, która z dziada pradziada w chwilach wolnych lubiła łowić ryby. Od kilku pokoleń rodzina posiadała dużą drewnianą łódź (8 metrów długości), którą w soboty czy niedziele przy dobrej pogodzie wypływała na połowy ryb.W ten sposób rodzina lubiła spędzać czas. Tak więc chcąc, czy nie musiałam się do wielu sytuacji związanych z morzem przyzwyczaić.

Zawsze jednak podkreślano mi, że morze to nie zabawa i wypływając łodzią na morze trzeba po pierwsze upewnić się,  że będzie dobra pogoda.
Po drugie trzeba zapewnić na łodzi wszystkim uczestnikom wycieczki kamizelki ratunkowe!
Sprawdzamy też czy mamy wodę do picia, nakrycia na głowę i olejki do ochrony skóry przed słońcem. Tylko w ten sposób możemy rozpocząć podziwianie morza korfiańskiego.

A jest co podziwiać !!

Wybrzeża Korfu są bardzo urozmaicone i dno morskie na około wyspy też. Jeśli płyniecie łodzią od zachodniej strony wyspy macie możliwość oglądać kryształowe dno morskie, wielokrotnie małe jaskinie i wysokie skały na wybrzeżu. To jest idealne miejsce do rozwoju wielu ryb. Wielokrotnie możecie tam zobaczyć stada ryb chowające się w jaskiniach przed słońcem. 

Dla rybaków to też Raj łowienia dużych ryb kuszą, bo takie duże ryby tutaj możecie spotkać.

W ciągu ostatnich lat na Korfu pojawiły się też w dużej ilości żółwie Kareta-Kareta znane z wyspy Zakinthos. 

Teraz i na Korfu je mamy!!!

 Na wielu piaszczystych plażach zachodniego wybrzeża znajdziecie specjalnie oznaczone i chronione gniazda z jajami tych żółwi. Nie zdziwcie się , że pływając wybrzeżem spotkacie tam jakiegoś żółwia. Trzeba więc ostrożnie płynąc by jakiegoś żółwia nie zranić ani nie zabić. Więc oczy otwarte !

Wielokrotnie w czasie opływania wyspy możecie też spotkać cudowne delfiny , które pływają stadami . Jak włączycie na łodzi muzyczkę to często podpływają bliżej do łodzi , bo lubią bardzo słuchać muzyczki. Jednak uważajcie delfiny odstraszają ryby. Jeśli chcecie łowić ryby to wabienie delfinów nie jest wskazane . Trzeba wybierać co chcecie delfiny czy ryby.

Jedna z czytelniczek mojego blogu poinformowała mnie , że opływając wybrzeża wyspy w okolicach Sidari spotkała fokę, która miała ochotę bawić się z nimi . Szalona niespodzianka i coś czego z pewnością rodzinka czytelniczki nigdy nie zapomni.

Przed kilkoma laty w zimie w okolicach Liapades znaleziono na wybrzeżu kilka wielkich zdechłych wielorybów. Oczywiście sprawa została zbadana przez specjalistów. Mówiono o tym , że one musiały gdzieś zabłądzić, prawdopodobnie chore. Jednak to oznacza, że na głębokich wodach koło Paleokastritsy gdzie 400 metrów od wybrzeży rozpoczynają się głębiny Morza Jońskiego te ssaki żyją !

Na temat rekinów w morzu koło wyspy pisze w innym artykule tutaj:
https://korfumojaprzystan.blogspot.com/2018/08/rekiny-na-korfu.html
Poza wszystkim co żyje w morzu na około wyspy możecie też podziwiać dno morza korfiańskiego.

W wielu miejscach jest ono bardzo bogate w różnego rodzaju roślinność i o ile chcecie możecie uczestniczyć w nurkowaniu w różnych miejscach na wyspie. Informacje na ten temat dostaniecie w lokalnych biurach w osadach turystycznych w których jesteście zakwaterowani.

Poza tym w starym porcie w stolicy jest możliwość popłynąć na wycieczce statkiem ze szklanym dnem, który płynie w okolice wysepki Vido i tak jest okazja "na sucho" oglądać dno morskie w tej okolicy.

Jak sami widzicie morze korfiańskie kryje wiele niespodzianek, które na Was wszystkich tutaj czekają .....


MOJE PRZYGODY NA MORZU NA OKOŁO KORFU

W ciągu ponad 40 lat życia na Korfu miałam okazję przeżyć różne przygody związane z  morzem na około Korfu, czyli z Morzem Jońskim.




Jako Polka z Lublina dawniej morze kojarzyło mi się z wakacjami  i plażami w Międzyzdrojach, Łebie czy Sopocie. 
Zawsze lubiłam ryby , ale spotykałam je na stole już upieczone czy  gotowe do jedzenia. Jeśli nawet w czasie wakacji gdzieś w plenerze przynosił do domu ryby mój starszy brat, zapasjonowany w łowieniu wszelkiego rodzaju ryb, to moja mama zajmowała się przygotowaniem ich do jedzenia.

 Ja nigdy nie mogłam znieść zapachu świeżych ryb i czyszczenie ryb zawsze omijałam i do dzisiaj omijam.
Kiedy przed wieloma laty przyjechałam na Korfu i weszłam w rodzinę korfiańską , która z dziada pradziada pasjonowała się łowieniem ryb musiałam się do tego dostosować lub przynajmniej przyzwyczaić do częstego zapachu świeżych ryb w domu.

Mój teść posiadał od pradziadka dużą drewnianą łódź w porcie koło starszej fortecy i bardzo często cała rodzina wypływała na kilkugodzinne połowy ryb w okolice wyspy Vido lub na otwarte wody koło zatoki Garitsa.







Ja początkowo patrzyłam się na to tylko z lądu. Nie lubiłam tego zapachu ryb , ani robaków które były przynętą dla ryb, ani ośmiornic pełzających po dnie łodzi.

 Wszystko to było dla mnie obce.

Jednak z biegiem lat zaczęłam i ja z rodziną wypływać na niedzielne połowy ryb , które trwały dłużej i był to jeszcze inny , nowy dla mnie sposób spędzenia poranków w niedzielę , kiedy nie pracowałam.
Często pływaliśmy naszą łodzią by łowić ryby. Mnie, by mi się  zbytnio nie nudziło rodzinka zostawiała na molo w Mon Repo bym tam się opalała i wykąpała i po południu wszyscy razem wracaliśmy do domu.

Mam jednak kilka takich "wypadów" na ryby  o których nigdy nie zapomnę.

Pamiętam , kiedy raz wypłynęłam z mężem na połów ryb w towarzystwie naszej małej córeczki , która miała kilkanaście miesięcy i siedziała w łodzi przy wiaderku wypełnionym małymi rybami i bawiła się nimi. 

Tego dnia morze było spokojne i mieliśmy szczęście trafić na dużą ilość ryb , które w bardzo krótkim czasie wypełniły dno całej łodzi. Były to ryby różnego rodzaju , ale było ich bardzo dużo.Były też między nimi piękne duże złotawe ryby i śmiałam się, że to te zaczarowane złote ryby z bajek....  Zastanawiałam się nad tym czy powinnam powiedzieć moje trzy życzenia 😁

 Łódź zaczęła pogłębiać się w wodzie i zdecydowaliśmy się wrócić do portu dla naszego bezpieczeństwa mimo tego, że ciągle łowiliśmy nowe ryby. To był wspaniały połów. Wszyscy rybacy w porcie oglądali naszą łódź z zachwytem i oczywiście cała rodzina i wielu naszych znajomych miało świeże ryby do jedzenia przez cały tydzień.




Innego dnia po południu mimo tego , że prognoza pogody mówiła o prawdopodobieństwie przelotnych deszczów na Korfu zdecydowaliśmy się popłynąć na popołudniowy połów ryb koło wyspy Vidos. 
Łowiliśmy ryby przez około godzinę i nagle zobaczyliśmy , że nad starówkę nadciągają czarne chmury. W ciągu minuty pogoda się zmieniła. Morze się wzburzyło , zaczęło padać i wysokie fale zaczęły pokrywać nasza łódź. 
Ja osobiście byłam tym przestraszona i mimo tego , że port przy fortecy wydawał się być tak blisko zajęło nam dużo czasu by do niego dopłynąć.
 Oczywiście łódź wypełniła się wodą, która musiałam wylewać, my byliśmy przestraszeni i zmarznięci do kości. Nigdy tego dnia nie zapomnę !!! 

Tak jak zawsze mówił mój teść : "Morze należy szanować "

Inną przygodę miałam w czasie połowów kiedy mąż wyłowił wielką ośmiornicę , która zaczęła pełzać do dnie łodzi w moim kierunku!!! Strasznie się przestraszyłam i powiedziałam , że jak tej ośmiornicy nie wyrzuci to jak wskoczę do wody. 

Mąż wybrał mnie , a nie ośmiornicę..... Później wielokrotnie mówił , że nie mógł mi tego wybaczyć, ale nie miał innego wyboru.

Często pytacie się czy na Korfu mamy rekiny ?!!

Więc mamy !!! Oczywiście nie w dużej ilości , ale są . Często przypływają one za statkami rejsowymi i tutaj błądzą. 
Pamiętam kiedy raz z połowu ryb mąż przyniósł mi do domu małego rekina złowionego na otwartym morzu w okolicach Kassiopi.

 Był on 1.5 metra długości , miał bardzo ostre zęby i szalenie szorstką skórę. To jest jedna z sił rekina , który może dotykając ofiarę skaleczyć ją swoją skórą. Oczywiście nie odbyło się bez fotografii rekina na blacie naszej kuchni. Wszyscy koledzy męża przychodzili by go zobaczyć  i nie odbyło się bez uczty zjedzenia posiłku z tej wielkiej ryby. Ugotowałam wspaniałe bourdetto i przyznam się Wam , że mięso rekina jest bardzo smaczne. Oczywiście sama go nie pokroiłam . Pojechaliśmy do sklepu z piłą by go pokroić na kawałki . Z głowy zrobiłam wspaniałą zupę rybną. Część pokrojoną w plastry upiekliśmy na rożnie , ale dla mnie najlepsze było burdetto z rekina .

Innym razem wypłynęliśmy w morze dużą łodzią motorową naszego kolegi. Tym razem byliśmy na zachodniej stronie  wybrzeży wyspy. Na łodzi mieliśmy radyjko i w czasie opływania wybrzeża poza podziwianiem okolicy słuchaliśmy muzyczki.
W pewnym momencie na około łodzi zaczeły pojawiać się delfiny. Było ich dużo !!! Płynęły razem z nami i najwidoczniej nasze towarzystwo im odpowiadało bo zostały z nami na dłuższy czas. Kolega wytłumaczył nam , że to nie nasze towarzystwo , ale muzyczka którą delfiny lubią. 

Przed dwoma laty płynąc dużą łodzią spotkaliśmy na morzu dużego żółwia Kareta - Kareta. Temperatura wody w morzu ciągle się podwyższa i obecnie nawet na Korfu , które jest bardziej na północy obecnie spotykacie te duże żółwie. 
W ostatnich latach na wielu piaszczystych plażach zachodniego wybrzeża wyspy te żółwie składają swoje jaja . Te miejsca są specjalnie oznaczone i chronione przez wszystkich.

To co osobiście bardzo lubię na Korfu to kąpiel w towarzystwie ryb.
Bardzo często w czasie porannej kąpieli w różnych miejscach na wyspie pływam w towarzystwie małych rybek, które skaczą na około mnie i wręcz pływają pomiędzy  palcami moich rąk.
W lecie mogę pobawić się z rybkami pływając przy plaży w Acharavi. Ale z tym zjawiskiem spotkacie się tylko raniutko kiedy morze jest ciche i spokojne. 
Przez wiele lat , jeszcze mieszkając w stolicy spotykałam się z tymi rybkami w czasie porannych kąpieli przy Mon Repo. Raniutko kiedy morze było spokojne i nie było jeszcze dużo ludzi w morzu można było spotkać się z tym zjawiskiem.

Pamiętam jak przed laty jeden znajomy z Anglii przyjechał do nas na wakacje i nie chciał pływać w morzu. Kiedy spytałam się go dlaczego powiedział mi , że boi się pływać w morzu bo w tutejszym morzu pływa dużo ryb, których on się boi. 

Tego rodzaju przygody możecie przeżyć na Korfu w czasie wakacji na tej wyspie.

Wynajmując łódź na Korfu nie zapominajcie jednak o tym, że:  MORZE TRZEBA SZANOWAĆ !!


Dla wielu z Was pływanie w  morzu  na około Korfu to niesamowita atrakcja i z pewnością będziecie o tym często wspominać powracając do kraju.


KOLEJNY LETNI DZIEŃ NA KORFU....

Na Korfu mamy pełnię lata.

Od wielu dni mamy wysokie temperatury , powietrze jakby stoi,  tylko wieczorem i porankami czuje się szaloną wilgotność. 

Prognozy pogody na najbliższe dni mówią o 30-35 C przy wilgotności dochodzącej do 98 %. Wszystko się lepi , skóra ciała jest wiecznie mokra i tylko częste prysznice pozwalają przeżyć jakoś ten okres.

O 5 rano obudził mnie nasz kogut swoim donośnym, wspaniałym pianiem. Wraz z innymi kogutami z okolicy informuje nas o tym , że następny dzień już się zaczyna. 

Dla mnie to trochę za wcześnie!!!

Wstaję i zamykam okno sypialni by nie słyszeć koguta i by poranne wilgotne powietrze nie wpadało do sypialni.




Wtulam się w poduszkę i zasypiam ponownie.

Po pewnym czasie budzi mnie cudowny zapach parzonej kawy dochodzącej z parteru z kuchni. To informacja , że czas już wstać. 

Patrzę się na zegarek. Jest 6.30. Normalna pora na pobudkę w letnie dni na Korfu. Schodzę na dół gdzie czeka na mnie mój mężuś z pyszną kawą i śniadaniem. Tak mnie rospiesza od rana...

Nasze śniadanko jest określone. Dwie cieniutkie kromki upieczonego przez mnie ciemnego chleba . Jedna z dżemem z pomarańczy ( mojej roboty) i warstwą jogurtu na nim , a drugi z kawałkami naszych pomidorów i 4 oliwkami też naszej produkcji.



Do tego kawusia po grecku i obowiązkowo szklanka wody. 

Tak rozpoczynamy nasz dzień podziwiając widok z naszej werandy na "morze " gajów oliwnych.



Jest wcześnie rano i tylko koncert cykadów towarzyszy nam w porannym posiłku. To informacja o tym , że przed nami mamy kolejny upalny dzień.

Rozpoczynamy nasze prace. Mąż schodzi do ogrodu by wszystko podlać, ja zajmuję się podlewaniem moich róż i wszystkich kwiatów, które mam w doniczkach na werandzie. Przy tak wysokich temperaturach  konieczne jest podlewanie wszystkiego co drugi dzień.

Jest 8.30

Mężuś przynosi mi z ogrodu kolejny koszyk pachnących pomidorów, które trzeba będzie przetworzyć i zawekować na zimę. 
Zostawiamy je w kuchni. Ubieramy się w kostiumy kąpielowe i jedziemy nad morze. 
Po drodze zatrzymujemy się koło naszej winnicy by pozbierać kolejne figi. W tym roku mamy wielki urodzaj na figi i wiele ich zjedliśmy . 





Bardzo możliwe , że do tego przyczyniła się też nowa innowacją koło drzewa figowego. Dowiedzieliśmy się o niej od naszego znajomego. Otóż powiesiliśmy koło drzewa figowego wykonanego przeze mnie  i pomalowanego na ciemnobrązowy kolor ptaka. Odstrasza on wszelkie inne praszki z okolicy , które w poprzednich latach zjadały nam połowę fig.

 Ile żyjemy , tyle się uczymy !!!




Wkładam koszyk z figami do samochodu i jedziemy na plażę. 
Jak zawsze , należymy do pierwszych chętnych do kąpieli. Większość turystów jeszcze śpi , tylko ludzie pracujący na plaży przygotowują leżaki i parasole. 




Woda jest krysztalowa i cieplutka. Kąpiel jest urocza i cudownie chłodzi całe ciało. Trochę gimnastyki w morzu, pływanie i później  po prysznicu schniemy spacerując po plaży.. 

Dzisiaj nie mamy czasu na kawusię w ciastkarni. W domu czeka na mnie praca w kuchni .
Jedziemy w góry i jak zawsze podziwiam tą  spaloną słońcem zieleń gajów , tak różnorodną i  tak piękną.
W domu szybciutko opłukuje nasze kostiumy kąpielowe i wraz z ręcznikami wieszam na werandzie. Teraz na werandzie jest bardzo ciepło i wszystko szybko wyschnie.

My chowamy się w domu. Grube kamienne ściany typowego korfiańskiego domu dają chłodzik i nawet bez klimatyzacji w domu panuje bardzo przyjemna temperatura.

Zaczynam kroić pomidory przyniesione rano z ogrodu. Słoiki już są zaparzone w gotującej się wodzie . Wlewam do słoików podgotowane pomidory pomieszane z drobno pokrojoną cebulką , przyprawami i odrobiną oliwy z oliwek. Zakręcam słoiki i stawiam je do góry nogami by ostygły. 

Kolejne słoiki na zimę już są gotowe.

Teraz czas na kawusię z kilkoma figami . 




Jest ciepło . Decydujemy się na kawusie w salonie gdzie jest o wile chłodniej.

 Pije dwie szklanki wody jedna po drugiej i po zjedzeniu fig piję następną. Na szczęście lubię wodę , a jest ona w takim klimacie bardzo nam potrzebna. Męża muszę pilnować by z trudem wypił jedną szklankę, ale na szczęście to robi!

W południe codziennie rozmawiam przez SKYPE z córką i wnukiem. Często razem pijemy kawusię, ona w Anglii , ja na Korfu. Technologia sprawia , że mimo dużej odległości możemy czuć się tak blisko i razem na "odległość " spędzać czas.

Bardzo często w tak upalne dni jemy coś lekkostrawnego. Obydwoje kochamy się w rybach i tak duszone szprotki z odrobiną czosnku i sałatka z naszych pomidorów , ogórków , oliwek to najlepsze letnie danie. 

Szybciutko przygotowuję obiad i później siadamy w salonie by w  chłodnym pomieszczeniu zobaczyć wiadomości w TV i po godzinie idziemy na siestę. 

Siesta jest  obowiązkowa w okresie lata

Za oknem jest taki upał , że nawet siedzenie nad morzem na plaży nie jest wskazane. By mile kontynuować dzień , który w lecie trwa do późnej w nocy , trzeba się przespać godzinkę lub dwie...

Po godzince budzi mnie rytmiczne chrapanie mężusia. Ja już wypoczęłam, więc schodzę na parter by poczytać nowości w internecie, czy na FB. Wczytuję się w artykuł o nowych sposobach sadzenia i pielęgnacji zapachowych roślin na Korfu.

To może być przyszłość wielu młodych ludzi na wyspie. Przy tak dogodnym klimacie na wyspie potrzebna jest tylko chęć , dobra organizacja i plantacja tego rodzaju może dać środki do życia całej rodzinie....  Ciekawe....

Staram się nie robić hałasu bo małżonek jeszcze śpi.  To czas greckiej siesty!

Wyjmuję z lodówki nasze winogrona by je przygotować na deser. Na początku sierpnia niektóre gatunki naszych winogron są już gotowe do jedzenia. Zbieramy je wcześniej od innych tak by zdążyć jej zjeść przed ptakami , które też je uwielbiają.




Jest 17.30 .

 Mąż się budzi i schodzi do salonu. Jemy nasze przepyszne winogrona i obydwoje pogrążamy się w lekturze. 

Ja w międzyczasie włączam piekarnik i gotuję wodę w dużym garnku. Do wrzącej wody wrzucam na kilka minut zebrane rano figi, następnie przekładam je do drugiego garnka z zimną woda i sokiem z jednej cytryny. Tak przygotowane figi po chwili kładę na blachach na papierze do pieczenia. Piekarnik ustawiam na 60 C i wkładam tam blachy z figami na 4-5 godzin. 

Następnie po wystygnięciu ponownie je piekę w ten sposób następnego dnia i o ile wypuszczają dużo soku przekładam je do nowej blachy też wyłożonej papierem do pieczenia. Tą procedurę powtarzam przez kilka dni do chwili gdy widzę oczekiwany efekt w postaci wysuszonych fig, które wrzucam do szklanego dużego pojemnika.

Oczywiście po całym domu roznosi się wspaniały zapach pieczonych fig.

Słońce zaczyna topić się w morzu i o ile jestem w domu lubię obserwować ten moment z mojej werandy.

Niesamowite kolory nieba, morza i zmieniające co chwile kolory słońce...... Bardzo romantyczna chwila.



Zapalają się małe lampki w ogrodzie naładowane promieniami słonecznymi w ciągu całego dnia i natura przygotowuje się do snu. 

Natura tak , ale nie my !!!

Nagle koło domu zatrzymuje się samochód z dwoma parami naszych znajomych. Przejeżdżając koło nas zatrzymali się by po prostu nas przywitać. I jak to zwykle się dzieje nie daliśmy im od razu odjechać.

Zasiedliśmy przy stole na werandzie i zaczęliśmy pogaduszki.

Pomyślałam, że to jest świetna okazja do spędzenia fajnego wieczoru ze znajomymi. 

Przyniosłam na werandę zimną wodę z lodem i plastrami cytryny, kilka kieliszków do naszego wina i zniknęłam w kuchni.

Po pół godzinie pokazałam się ponownie z tacą pełną przysmaków.
Faszerowane ryby ( które zawsze mamy w lecie w lodówce) , oliwki z oliwek, sałatka z pomidorów i ogórka, feta, smażona papryka , cukinia i bakłażany oraz frytki zapełniły stół !

Wszystko szybkie to wykonania , proste do przygotowania potrzebne w takich sytuacjach.

Posiedzieliśmy, zjedliśmy razem taką kolację, popiliśmy trochę winka i później zaczeliśmy, jak to zwykle bywa śpiewać........ 

I tak kończy się kolejny letni dzień na Korfu.....






WINNICE NA KORFU

Grecja to kraj, który ze względu na słońce i klimat jest idealnym miejscem do rozwoju winnic i produkcji wspaniałego wina.

W ostatnich latach w północnej Grecji możecie znaleźć bardzo duże obszary bardzo dobrze zorganizowanych winnic z przepięknymi budynkami do produkcji , konsumpcji  i przechowywania win różnego rodzaju w centrum tych winnic.




Korfu pod tym względem jest mniej zorganizowana choć i tutaj ostatnio coś się dzieje. 

Tutaj tradycją każdego z Korfiatów jest posiadanie małej winnicy lub pergoli koło domu z winogronami dającymi też cień ich mieszkańcom z której zbierane są winogrona do produkcji wina dla rodziny na cały rok.

Z dziada pradziada wielu mieszkańców tej wyspy robi wino, choć nieliczni z nich polepszają sposób produkcji wina , czy poszerzają wiadomości na temat tego jak robi się najlepszej jakości wino.

Często w czasie rozmów tutejszej ludności słyszycie " znawców" robienia wina , którzy chwalą się , że robią najlepsze wino w okolicy. Oczywiście wielokrotnie nie jest to potwierdzone przez znawców czy nawet smakoszy dobrego wina z ich otoczenia. 

Do takich sytuacji tutaj na Korfu jesteśmy jednak przyzwyczajeni.

Zwiedzając wyspę w wielu miejscach możecie zobaczyć małe winnice tuż przy drogach lub pergole znajdujące się tuż przy tradycyjnych korfiańskich domach. Wiele winnic znajduje się na zboczach gór północnej części wyspy.

Jeśli będziecie jechać na najwyższy szczyt wyspy Pantokrator jadąc ze spartila w kierunku Strinila za jednym ostrym zakręcie po którego lewej stronie znajdują się anteny, a po prawej drewniany punkt obserwacyjny możecie z daleka zobaczyć nasza winnicę. 

Widać tam tarasy naszej winnicy na północnym zboczu góry na której szczycie znajduje się charakterystyczny biały klasztor Św. Trójcy.  



Widzicie to dokładnie zatrzymując samochód za tym ostrym zakrętem jadąc w górę . Po lewej stronie drogi macie ten widok. 

Tak to wygląda od strony zbocza winnicy . Strzałka pokazuje miejsce z którego możecie zobaczyć powyższy widok .






Nasza winnica nie jest tak duża , ma tylko 11 tarasów i 1000 krzewów winogron. Należy jednak do jednej z najlepiej zorganizowanych na północy wyspy. 
Prowadzimy ją sami przy pomocy kilku pracowników w okresie nawału pracy. Niestety nie organizujemy zwiedzania jej , ani konsumpcji naszego wina , nie jesteśmy na tyle zorganizowani i nie mieliśmy nawet tego w naszym planie działania. 

Prowadzimy ją dla naszej przyjemności i dla licznych smakoszów z rodziny, z grupy naszych znajomych itp. 
Nadmiar wina sprzedajemy na zasadzie umowy do Aten.



Jeśli jednak jesteście na Korfu i chcecie skosztować naszego czerwonego, wytrawnego wina macie obecnie taką możliwość. Jadąc na szczyt Pandokrator w wiosce Strinilas jest mały sklepik z drewnymi fajnymi wyrobami. Tam możecie zakupić też  naszej produkcji wino z winnicy którą Wam pokazałam powyżej.




Na temat naszej winnicy macie inne artykuły , które szukajcie pod hasłem "winnica".

Wiele innych winnic zobaczycie jadąc drogą ze szczytu Pantokrator na prawo w kierunku Lafki. Jeszcze inne zobaczycie jadąc z Lakones do miejscowości Troumbeta grzbietem gór północnej części wyspy. W tych winnicach macie różnego gatunku winogrona do produkcji białego czy czerwonego wina.

W ostatnich latach na południu wyspy obserwujemy zjawisko wynajmowania opuszczonych dużych terenów dawnych gajów oliwnych przez grupy ludzi , którzy zajmują się sadzeniem winnic, pielęgnacją ich i produkcją wina z tradycyjnego korfiańskiego gatunku winogron o nazwie KAKOTRIGI co po grecku oznacza dosłownie " źle zbierane winogrona". Są to białe winogrona , bardzo małe i dlatego trudno się jej zbiera. Z tych winogron produkowane jest białe wino.

Jedna z najstarszych dużych winnic na terenie Korfu znajduje się na Farmie THEOTOKI. 




Jest to duży obszar ziemi z gajami oliwnymi , terenami do pasienia owiec , krów i koni  i dużymi obszarami winnic znajdujący się na terenie doliny Nafsika w okolicach Giannades.

Możecie to miejsce w godzinach rannych odwiedzić, ale po uprzednim umówieniu się z osobą, która może Wam pokazać te tereny.  Oczywiście mówimy o odpłatnym zwiedzaniu większej grupy ludzi. Macie w internecie stronę poświęconą tej farmie (zobacz ktima Theotoki Corfu ) i adres do kontaktu.

Farma należy do jednej z najstarszych rodzin arystokratycznych żyjących na wyspie i posiadających do dnia dzisiejszego bardzo duże tereny ziemi i wiele domów na terenie całej wyspy.

Od 1960 roku przejął ją w swoje ręce Giorgos Theotoki i obecnie Spiros Theotoki by kontynuować rodzinną tradycję robienia dobrego wina. Jest to wino czerwone, białe czy roze o nazwie THEOTOKI. Jeśli chcecie je skosztować możecie je znaleźć również w supermarketach na Korfu.

Na terenie winnicy macie budynek w którym organizowane są spotkania miłośników wina  i często przyjeżdżają tutaj grupy turystów ze statków rejsowych które dobijają  na wyspę.







Są dwie drogi , którymi możecie dojechać do tej farmy. Jedna jest ze skrzyżowania koło Ermones ( do Ermones jedziecie na lewo , do farmy jedziecie prosto), ale to dość trudna droga polna , nierówna i często z dużą ilością błota. 



Druga droga o wiele lepsza , asfaltowa, znajduje się od strony doliny Nafsika . Jadąc w kierunku północy tą doliną, po lewej stronie znajdziecie  drogowskaz na Giannades. Jedziecie asfaltową drogą prostopadłą do doliny pomiędzy dużymi drzewami i na końcu tej drogi na zakręcie po lewej stronie za kilkoma domami  jedziecie  w kierunku małego białego kościółka.






Po 10 minutach znajdziecie się pomiędzy winnicami i jadąc dalej dojedziecie do głównego wjazdu do farmy .

Polecam Wam odwiedzić to miejsce . O ile jednak nie macie na to czasu czy nie macie takiej możliwości kupcie to wino w supermarkecie i po zobaczeniu wielu zdjęć z tej farmy w internecie  lub na mojej stronie w Facebook-u napijcie się tego wina.






WSPANIALI LUDZIE W MOIM ŻYCIU

Kiedy latka lecą i patrzę się na część życia,  które mineło zastanawiam się często nad tym jacy wartościowi ludzie przeszli koło mnie w moim dotychczasowym życiu i ile im zawdzięczam.

Uważam, że bardzo ważne jest docenianie tego co się przeżyło bez względu na to czy są to doświadczenia miłe czy nie. Wszystkie  czegoś uczą i kształtują nasz charakter.

Czuję się osobą szczęśliwą, bo w moim życiu obok mnie znalazło się wiele wartościowych ludzi!!



O niektórych z nich chcę Wam tutaj napisać.

Po pierwsze bardzo dużą rolę w kształtowaniu mojego charakteru i poczucia szczęścia mieli moi ukochani rodzice.

Mój TATA, którego niestety straciłam mając tylko 18 lat, był dla mnie wzorem mężą, gospodarza, mężczyzny. Dawał nam w domu poczucie bezpieczeństwa jednocześnie oferując dużo miłości.

Moja ukochana Mama dla mnie była moją najlepsza przyjaciółką. Wcale nie rozpieszczała mnie. Mogę powiedzieć, że wychowując mnie była dość sroga. Wszystko musiało być zrobione poprawnie i w odpowiednim czasie. Po prostu kochała nas, jak to często mówiła "mądrze".  Jednak była to osoba, która mimo tego, że pracowała zawodowo, miała zawsze czas na rozmowę z nami, czwórką dziećmi, które wspaniale wychowywała.
Ja, jako najmłodsze dziecko w rodzinie związałam się z nią wyjątkowo po śmierci mojego ukochanego ojca. Wtedy już bardziej dorosła lub bardziej dojrzała, ze względu na sytuacje życiowe i stratę ojca, mogłam lepiej docenić ją, jej poświęcenie w wychowaniu nas i jej wspaniałe podejście do życia. To właśnie moja mama nauczyła mnie nie bać się życia, patrzeć na każdą trudność jak na kolejną próbę w życiu, czy nawet przygodę, którą trzeba przeżyć.
Zawsze mi mówiła, że życie mamy jedno i musimy wykorzystać wszelkie możliwości by je pięknie przeżyć i oczywiście o ile dobrze sobie pościelimy - dobrze się wyśpimy....

Moi rodzice byli dla mnie wzorem udanego małżeństwa, które sama chciałam w przyszłości mieć. Przeżyli ze sobą 25 lat kochając się, szanując się i wypełniając nasz ukochany dom miłością, ciepłem i pięknymi rodzinnymi chwilami. 

Do wartościowych ludzi, którzy pojawili się w moim życiu muszę zaliczyć też wielu z moich nauczycieli. Szczególnie ci z  1- go Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie im. Stanisława Staszica pokazali mi drogę do zdobywania wiedzy. To co jednak  jest najważniejsze to jest to, że nauczyli mnie myśleć, wyciągać wnioski ze zdobywanej wiedzy by to zastosować w moim prywatnym życiu. Dziękuję im za to!!

Kolejni ludzie którzy są na tej liście to moi pierwsi teściowie. Obydwoje Korfiacy żyjący w stolicy Korfu z dziada pradziada.
Moja pierwsza teściowa była typową Greczynka - piękna kobietą, wspaniałą gospodynią, żoną, matką i oddaną babcia w wychowaniu dzieci swojej córki. Szybko  pokonałam trudność porozumienia się z nią ucząc się  greckiego. Spędzaliśmy razem wiele czasu. Często dochodziło między nami do wymiany różnych poglądów na temat życia. Często nasze zdania się różniły. W większości wynikało to z innego sposobu w jakim ja byłam w Polsce wychowana i innego sposobu patrzenia na życie.
Mimo tego nasze obustronne częste kontakty przyniosły wiele dobrego każdej z nas.  Moja teściowa bardzo mnie szanowała i uważała za wspaniałą kontynuatorką opieki nad jej synem (bo tak teściowe tutaj patrzą na synowe).
Podziwiała moją zaradność, wręcz niezależność i często w towarzystwie podkreślała, że jest dumna z takiej synowej. Ja nauczyłam się od niej wielu tajemnic kuchni greckiej i ciekawostek z życia w Grecji.  Z mojej strony starałam się jej pomóc  wprowadzić pewne zmiany w trybie jej życia dla jej dobra.  To nie zawsze mi się udawało, ale wiem, że było to bardzo doceniane przez nią sama i przez mojego teścia. 
Do mojego teścia miałam wielką słabość. Był to bardzo wartościowy człowiek, wspaniały mąż i głowa rodziny. Dla mnie był to mój drugi ojciec, z którym mogłam porozmawiać na wiele tematów i zawsze mile spędzić czas. W sytuacjach gdy potrzebowałam jakieś dobrej rady zawsze wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Po śmierci mojej teściowej, która po 3 latach walki z rakiem zmarła i po moim rozwodzie nadal utrzymywałam z nim częsty kontakt. Największą wartością z naszego kontaktu było to, że do chwili jego śmierci uważał mnie za swoją "dodatkową" córkę i bardzo mnie kochał. 

Nigdy nie zapomnę tej pary. Przypominali mi oni moich ukochanych rodziców. Było to bardzo udane małżenstwo znane w korfiańskim środowisku. Oboje przystojni i zawsze bardzo starannie ubrani często spacerowali po stolicy i wielu mieszkańców stolicy ich pamięta. 

Tutaj nadmienię, że mój pierwszy mąż nie był osobą przypadkową. Spędziliśmy ze sobą 18 lat wypełnionych  obustronnym szacunkiem, miłością, pełnych wielu doświadczeń i emocji. Przeżyliśmy tą naszą początkową "wielką miłość". Co najcenniejsze, owocem naszego związku jest moja jedyna, ukochana córka - mój skarb, moja kontynuacja. 
Wielka miłość jest piękna i warto ją przeżyć, ale nie zawsze sprawdza się. Po prostu często oczekiwania są dalekie od rzeczywistości. 

Samo życie ...

Moje pierwsze małżeństwo po prostu po latach "wygasło".  Mój "były"  był początkowo w pełni zadowolony z posiadania energicznej żony, opiekunki, matki jego dziecka, gospodyni i to
 czynnej zawodowo,itp. Dla wszystkich na około byliśmy wzorem udanego  małżeństwa. Ja to widziałam pod innym kątem, bo chciałam też mieć partnera w życiu by iść z nim razem do przodu ciesząc się życiem i co najważniejsze, dniem codziennym. Dodam, że nie mówię tutaj o codzienną wspólną walkę o dobra materialne, ale psychiczny kontakt i chęć cieszenia się wspólnie pięknem prostego dnia codziennego. Po doświadczeniu pewnych problemów z moim zdrowiem chciałam cieszyć się życiem z ukochanymi osobami obok - z moją rodziną.
 To co początkowo imponowało mojemu byłemu, czyli moja energia, spontaniczność, zaradność oraz chęć do cieszenia się drobnymi chwilami w życie, po pewnych latach zaczęło go po prostu męczyć. Po 18 latach małżeństwa on marzył jedynie o spokoju i siedzeniu w fotelu i codziennym wspólnym oglądaniu telewizji mając 16 letnią córkę!  Co oczywiście nie było możliwe mając nastolatka w domu. Jako matka nastolatka chciałam i powinnam być koło niej szczególnie w tym okresie jej życia. Ja  też chciałam cieszyć się nadal życiem, codziennie po pracy coś działać wspólnie z nim i naszą dorastającą córką. Chciałam docenić fakt, że i my jesteśmy nadal młodzi i  zdrowi i żyjemy w tym Raju - na wyspie Korfu. To jednak nie podobało się wszystkim.
I tak, dla dobra wszystkich rozstaliśmy się, wzięłam córkę i odeszłam. Nie straciliśmy ze sobą kontaktu, bo mieliśmy wspólne dziecko.  Po czasie wszyscy we troje - moja córka, mój były i ja doszliśmy do wniosku, że to była bardzo słuszna decyzja. Córka ma dobre kontakty z obojgiem z nas, mój "były" spędza obecnie życie w spokoju, w fotelu przed telewizorem, bez wyciągania go za uszy by żył i coś ciekawego robił, a ja żyję pełną parą. Każdy robi to co chce i oboje cieszymy się życiem (każdy na swój sposób) oraz cieszymy się życiem rodziny córki i uroczymi wnukami.

Tutaj nadmienię coś o co wielu z Was chciałoby się teraz się zapytać.  Czy w tym okresie nie myślałam o powrocie do kraju ?
 Przyznam się, że nigdy taka ewentualność nie wchodziła w rachubę. 
Korfu było i jest moim miejscem gdzie chcę żyć i czuje się "W DOMU". 

Na szczęście dla mnie, bo nowy etap mojego życia i nowe wartościowe osoby pojawiły się szybko w moim życiu i to właśnie na Korfu .

Tutaj mówię o moim drugim mężu  z którym cieszymy się wspólnym, szczęśliwym życiem od ponad 23 lat.
Może się wydać dziwne, ale prawdą jest, że moja ponowna próba ułożenia sobie życia została pobłogosławiona  po pierwsze przez moją córkę i po drugie ...... przez mojego pierwszego teścia, który na zawsze ma szczególne miejsce w moim sercu. Co jest jeszcze bardziej niecodzienne , nawet mój "były" jest zadowolony z tego , że ułożyłam sobie życie i znalazłam osobę, która do mnie pasuje.

Dzięki mojemu drugiemu mężowi  ponownie wróciłam do malowania, gdzie często znajduję wiele radości. 
Poza tym jesteśmy partnerami w codziennym życiu. Przyzmam, że z biegiem tylu lat wspólnie spędzonych jestem w nim coraz bardziej zakochana i to jest urocze uczucie. 
Cieszymy się życiem jego dzieci i wnuków z pierwszego małżeństwa i życiem rodziny mojej córki i moich wnuków.

Cieszymy się razem wschodem i pięknym zachodem słońca, wspólnym dobrym posiłkiem, wspólnym spacerem po górach, kąpielą w morzu, wspólna pracą w winnicy czy ogródku, po prostu wspólnym życiem na co dzień. 
To dzięki niemu poznałam wiele walorów życia na wsi na Korfu obserwując naturę.

Wychowana w dużym mieście nie znałam Korfu od tej strony. Mieszkając wiele lat w stolicy wyspy znałam jej życie od strony mieszkańców miasta Korfu z ich zwyczajami, tradycjami i ich mentalnością.

Tak jak wszędzie na świecie życie w mieście i życie na wsi różnią się między sobą. 
Tylko posiadając wartościowych ludzi obok siebie można pokochać te dwa tak odmienne sposoby życia. 

Można, tak jak jest w naszym przypadku, połączyć walory życia na wsi z tym co opłaca się przeżywać w stolicy. Ciszę i spokój życia w naturze można świetnie pogodzić z koncertami muzycznymi, życiem towarzyskim na wyspie, wspaniałym latem nad morzem i na plaży i pracą blisko natury. 

Jeden warunek musi być spełniony : obydwoje muszą chcieć to samo i czuć się szczęśliwymi z wyborem takiego trybu życia. 

Tutaj do mojej list wartościowych osób w moim życiu muszę dodać moja drugą teściową. 
Drugiego teścia, niestety, nie poznałam bo umarł przed moim pojawieniem się w tej rodzinie. Bardzo tego żałuję bo wiele  ciekawych historii słyszę  na jego temat od rodziny i od wielu osób z tutejszego środowiska.

Moja druga teściowa była kobietą prostą, ubraną do końca jej życia w tradycyjny strój korfiański. Mimo tego, że ukończyła tylko kilka klas szkoły podstawowej posiadała szalona wiedzę i mądrość życia. To jest często równoznaczne z wieloma dyplomami szkół wyższych. Była to bardzo wartościowa kobieta i po pierwsze wspaniały człowiek. Można mieć wiele dyplomów i nie być człowiekiem. Tutaj miałam do czynienia z prostym, bardzo szlachetnym człowiekiem. Była to wspaniała gospodyni. Dożyła 97 roku życia i zawsze pamiętam ją zadbaną i uśmiechniętą. Z naszych rozmów wieczornych na werandzie dowiedziałam się wiele o życiu na Korfu z okresu pierwszej, drugiej wojny światowej i okresu powojennego. 
Była to kobieta,  która nigdy nic złego na kogoś nie powiedziała. Podziwiałam w niej jej pozytywne podejście do życia i chęć życia do ostatnich chwil jej długiego życia. 

Takich ludzi się nie zapomina !!!

Należę do szczęśliwych ludzi, którzy w swoim życiu spotkali tyle wartościowych osób.