Translate

LUMBAGO I GRECKO-POLSKA TERAPIA

Mimo tego, że od dawna nie robię już kilkudniowych generalnych porządków w domu przed Wielkanocą czy przed Bożym Narodzeniem wpojony mi przez mamę szał porządkowania czasami powraca do mnie jak fala.

Od wielu lat staram się wszelkie przygotowania do świąt, porządki wiosenne czy jesienne robię stopniowo, co kilka dni coś by w ciągu dłuższego okresu zrobić wszystko bez stresu i zmęczenia. 

A jak gdzieś się nie wyrobię to świat się nie zawali. Dodatkowo zawsze można na dzień lub dwa zamówić jakąś pomoc. 




Tym razem było trochę inaczej....

Wstałam rano z wielką ochotą by zrobić generalny porządek w salonie i tak coś podniosłam, coś sama przesunęłam nie czekając na pomoc mężusia, który gdzieś "szalał w winnicy".

I stało się. Zaczęłam mieć dziwne bóle w krzyżu. Początkowo wmawiałam sobie, że mi się tak tylko wydaje, że to przejdzie, że jak będę "grzeczna" przez następne kilka dni to o tym zapomnę. 

Nie należę do osób prowadzących siedzący tryb życia. Dużo chodzę, codziennie prowadzę umiarkowaną gimnastykę i ogólnie zawsze gdzieś mnie niesie.

Niestety po kilku dniach chciałam wstać z łóżka, ale bóle w kręgosłupie mi na to nie pozwalały!

Potrzebna była tak nielubiana wizyta u lekarza. Niestety bez niej nie mogło się obyć. Poza tym chciałam się dowiedzieć co jest przyczyną tego uporczywego bólu. 

Po prześwietleniu poszłam ponownie do lekarza, który jest znajomym naszej rodziny. 

On wszystko przestudiował i patrząc się wnikliwie we mnie spytał mnie co ja tym razem robiłam. Może coś podniosłam co było dla mnie za ciężkie, może znów szalałam na jakimś odpuście i ktoś mnie nieodpowiednio pociągnął za rękę?

Tutaj muszę nadmienić, że z tymi tańcami na odpuście właśnie tak kiedyś było. Tańcząc w kole, ktoś niezręcznie pociągnął mnie za rękę i przy złej pozycji kręgosłupa miałam jakieś bóle.  Po wizycie u tego samego lekarza i kilku terapiach zapomniałam o tym. Ale to było kilka lat temu!

Teraz sytuacja była trochę inna. Nie należę do osób, które się skarżą, że ich coś boli. Obecnie jednak bóle nie pozwalały mi normalnie codziennie funkcjonować.

Na szczęście lekarz nie znalazł nic poważnego, ale nakazał jednak 10 dni grzecznego leżenia w łóżku, przepisał leki i nawet zastrzyki przeciwbólowe ostrzegając, że jak nie będę tego przestrzegała to mogą być tego złe konsekwencje. 

Jednocześnie zakazał mi kategorycznie od teraz podnosić ciężkie rzeczy, chodzić po dzikich ścieżkach po górach, pracować w winnicy, chodzić po tarasowych gajach oliwnych. 

 Ufff same zakazy. i jak można je przestrzegać.

Ktoś kiedyś powiedział mi coś bardzo mądrego, że po 60-tce jak coś nie strzyka w kościach czy nie boli to oznaka, że się już nie żyje. To święta racja, ale za nadmierne szaleństwa płaci się. 

I tak jak grzeczna pacjentka położyłam się. Na szczęście w salonie mam długą wygodną ale twardą kanapę, więc mogłam być na parterze w salonie.

Zorganizowałam sobie miejsce do leżenia z kilkoma książkami, kablem na komputer, kablem do ładowania telefonu komórkowego, dużym dzbankiem do picia wody (bez której żyć nie mogę), szklanką z rurką do picia wody, poduszkami pod kolana jak nakazał lekarza. Wszystko tak by jak najmniej zawracać głowę mężusiowi i by w jak najprzyjemniej spędzić te 10 dni leżenia, mojego uwięzienia w jednym miejscu. Przychodziło mi to jednak bez problemu bo każda próba ucieczki była zatrzymywana przez mężusia i przez powracające bóle.
Dni mijały powoli mimo tego, że poza mężusiem często miałam w godzinach rannych towarzystwo mojej sąsiadki. Wpadała do mnie by zrobić nam kawusie i trochę pogadać. 

Dodatkowo przynajmniej dwie godzinny poranne byłam przez kamerkę telefonu komórkowego z moją córką i wnukami. W takich sytuacjach doceniam jeszcze bardziej fakt istnienia internetu. Dzięki tym połączeniom możemy mimo odległości być razem w godzinach porannych, bo popołudnia to czas rodzinny dla naszych mężów.

Na szczęście wszelkie moje prace domowe umiał i wykonywał bez żadnego problemu mój mężuś: sprzątał, gotował, podawał mi posiłki, robił mi zastrzyki, bo nawet na kilku miękkich poduszkach jak księżniczka nie mogłam z bólu usiąść.

Tak minęło 10 dni i zaczęłam powoli wstawać, wykonywać małe prace domowe, gotować obiady i chodzić na krótkie spacery.
Wszystko to z myślą by jak najszybciej dojść do siebie, bo w perspektywie tygodnia miałam.... ślub dzieci naszych znajomych i wesele na którym bardzo chciałam być!!

Za żadną cenę nie chciałam stracić możliwości uczestniczenia w tym weselu i spotkania się z tyloma moimi znajomymi. Mój mężuś i moja córka od początku mówili mi, że muszę o tym zapomnieć, ale ja byłam uparta i miałam inne plany.
Po pierwsze powiedziałam, że jak będę mogła pójść na ten ślub to na weselu nie będę tańczyć.... Obiecałam, że jak pójdziemy na to wesele to po dwóch godzinach wrócimy do domu itp. itd.

Nadszedł ten oczekiwany dzień. Pojechaliśmy na ślub do stolicy, następnie na wesele. Na szczęście dla mnie siedzenia w sali balowej były bardzo wygodne i mogliśmy posiedzieć dłużej. Wesele było bardzo udane, wspaniała grecka muzyka i oczywiście greckie tańce. 



Kiedy zaczeły się powolne korfiańskie tańce nie wytrzymałam i zdecydowałam przy zgodzie i uśmiechach mojego męża przynajmniej zatańczyć kilka kółek, tak dla duszy, bo siedzenie przy tak fajnej muzyce było dla mnie istną torturą.

Na moje szczęście orkiestra zagrała jakby na moje zamówienie kilka wolnych tańców i tak mogłam je zatańczyć. W pełni szczęśliwa wróciłam do naszego stołu. W tym czasie zadzwoniła do mnie córka pytając się jak się sprawuję. Kiedy dowiedziała się, że tańczyłam zaczęła się śmiać mówiąc, że była tego pewna.

Po przerwie na posiłek, wielu skocznych tańcach orkiestra ponownie zaczęła grać wolne kawałki. 
Mąż ponownie się do mnie uśmiechnął i wstaliśmy razem by obok siebie powoli ponownie zatańczyć.

Jednak poza uśmiechem mojego męża ktoś jeszcze się do mnie uśmiechał tańcząc kilka osób dalej. 

Mój znajomy lekarz witał mnie uśmiechem! Tego spotkania nie spodziewałam się i to gdzie - tutaj na weselu! 

Po zakończeniu tańca podszedł do nas i śmiejąc się powiedział nam,  że taką taneczną terapię po raz pierwszy widzi. 

Trochę mi było głupio, ale odpowiedziałam, że po jego greckiej udanej terapii dla mojego ciała ja zastosowałam polską terapię dla mojej duszy, czyli taniec.

Tak wieczór potoczył się mile do samego końca i ja już byłam"grzeczna" do końca tańców. 

I ja jednak  tam byłam i wino z przesympatyczną parą młodą piłam!!
😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁

Rano wstałam z łóżka z uśmiechem od ucha do ucha, bo mimo lumbago ślubu i wesela nie straciłam.

Po kawusi poszłam na krótki spacer i  z wielkim zadowoleniem doszłam do wniosku, że połączenie greckiej i polskiej terapii przyniosło pozytywne rezultaty. 

Kolejne dni potoczyły się podobnie. Krótka poranna gimnastyka, spacer poranny i często ponowny wieczorny  spacer bez środków przeciwbólowych. 
Najwyraźniej powyższy problem mam za sobą, ale generalnych jednodniowych porządków już z pewnością robić nie będę !!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz