Translate

WSPANIALI LUDZIE W MOIM ŻYCIU

Kiedy latka lecą i patrzę się na część życia,  które mineło zastanawiam się często nad tym jacy wartościowi ludzie przeszli koło mnie w moim dotychczasowym życiu i ile im zawdzięczam.

Uważam, że bardzo ważne jest docenianie tego co się przeżyło bez względu na to czy są to doświadczenia miłe czy nie. Wszystkie  czegoś uczą i kształtują nasz charakter.

Czuję się osobą szczęśliwą, bo w moim życiu obok mnie znalazło się wiele wartościowych ludzi!!



O niektórych z nich chcę Wam tutaj napisać.

Po pierwsze bardzo dużą rolę w kształtowaniu mojego charakteru i poczucia szczęścia mieli moi ukochani rodzice.

Mój TATA, którego niestety straciłam mając tylko 18 lat, był dla mnie wzorem mężą, gospodarza, mężczyzny. Dawał nam w domu poczucie bezpieczeństwa jednocześnie oferując dużo miłości.

Moja ukochana Mama dla mnie była moją najlepsza przyjaciółką. Wcale nie rozpieszczała mnie. Mogę powiedzieć, że wychowując mnie była dość sroga. Wszystko musiało być zrobione poprawnie i w odpowiednim czasie. Po prostu kochała nas, jak to często mówiła "mądrze".  Jednak była to osoba, która mimo tego, że pracowała zawodowo, miała zawsze czas na rozmowę z nami, czwórką dziećmi, które wspaniale wychowywała.
Ja, jako najmłodsze dziecko w rodzinie związałam się z nią wyjątkowo po śmierci mojego ukochanego ojca. Wtedy już bardziej dorosła lub bardziej dojrzała, ze względu na sytuacje życiowe i stratę ojca, mogłam lepiej docenić ją, jej poświęcenie w wychowaniu nas i jej wspaniałe podejście do życia. To właśnie moja mama nauczyła mnie nie bać się życia, patrzeć na każdą trudność jak na kolejną próbę w życiu, czy nawet przygodę, którą trzeba przeżyć.
Zawsze mi mówiła, że życie mamy jedno i musimy wykorzystać wszelkie możliwości by je pięknie przeżyć i oczywiście o ile dobrze sobie pościelimy - dobrze się wyśpimy....

Moi rodzice byli dla mnie wzorem udanego małżeństwa, które sama chciałam w przyszłości mieć. Przeżyli ze sobą 25 lat kochając się, szanując się i wypełniając nasz ukochany dom miłością, ciepłem i pięknymi rodzinnymi chwilami. 

Do wartościowych ludzi, którzy pojawili się w moim życiu muszę zaliczyć też wielu z moich nauczycieli. Szczególnie ci z  1- go Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie im. Stanisława Staszica pokazali mi drogę do zdobywania wiedzy. To co jednak  jest najważniejsze to jest to, że nauczyli mnie myśleć, wyciągać wnioski ze zdobywanej wiedzy by to zastosować w moim prywatnym życiu. Dziękuję im za to!!

Kolejni ludzie którzy są na tej liście to moi pierwsi teściowie. Obydwoje Korfiacy żyjący w stolicy Korfu z dziada pradziada.
Moja pierwsza teściowa była typową Greczynka - piękna kobietą, wspaniałą gospodynią, żoną, matką i oddaną babcia w wychowaniu dzieci swojej córki. Szybko  pokonałam trudność porozumienia się z nią ucząc się  greckiego. Spędzaliśmy razem wiele czasu. Często dochodziło między nami do wymiany różnych poglądów na temat życia. Często nasze zdania się różniły. W większości wynikało to z innego sposobu w jakim ja byłam w Polsce wychowana i innego sposobu patrzenia na życie.
Mimo tego nasze obustronne częste kontakty przyniosły wiele dobrego każdej z nas.  Moja teściowa bardzo mnie szanowała i uważała za wspaniałą kontynuatorką opieki nad jej synem (bo tak teściowe tutaj patrzą na synowe).
Podziwiała moją zaradność, wręcz niezależność i często w towarzystwie podkreślała, że jest dumna z takiej synowej. Ja nauczyłam się od niej wielu tajemnic kuchni greckiej i ciekawostek z życia w Grecji.  Z mojej strony starałam się jej pomóc  wprowadzić pewne zmiany w trybie jej życia dla jej dobra.  To nie zawsze mi się udawało, ale wiem, że było to bardzo doceniane przez nią sama i przez mojego teścia. 
Do mojego teścia miałam wielką słabość. Był to bardzo wartościowy człowiek, wspaniały mąż i głowa rodziny. Dla mnie był to mój drugi ojciec, z którym mogłam porozmawiać na wiele tematów i zawsze mile spędzić czas. W sytuacjach gdy potrzebowałam jakieś dobrej rady zawsze wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Po śmierci mojej teściowej, która po 3 latach walki z rakiem zmarła i po moim rozwodzie nadal utrzymywałam z nim częsty kontakt. Największą wartością z naszego kontaktu było to, że do chwili jego śmierci uważał mnie za swoją "dodatkową" córkę i bardzo mnie kochał. 

Nigdy nie zapomnę tej pary. Przypominali mi oni moich ukochanych rodziców. Było to bardzo udane małżenstwo znane w korfiańskim środowisku. Oboje przystojni i zawsze bardzo starannie ubrani często spacerowali po stolicy i wielu mieszkańców stolicy ich pamięta. 

Tutaj nadmienię, że mój pierwszy mąż nie był osobą przypadkową. Spędziliśmy ze sobą 18 lat wypełnionych  obustronnym szacunkiem, miłością, pełnych wielu doświadczeń i emocji. Przeżyliśmy tą naszą początkową "wielką miłość". Co najcenniejsze, owocem naszego związku jest moja jedyna, ukochana córka - mój skarb, moja kontynuacja. 
Wielka miłość jest piękna i warto ją przeżyć, ale nie zawsze sprawdza się. Po prostu często oczekiwania są dalekie od rzeczywistości. 

Samo życie ...

Moje pierwsze małżeństwo po prostu po latach "wygasło".  Mój "były"  był początkowo w pełni zadowolony z posiadania energicznej żony, opiekunki, matki jego dziecka, gospodyni i to
 czynnej zawodowo,itp. Dla wszystkich na około byliśmy wzorem udanego  małżeństwa. Ja to widziałam pod innym kątem, bo chciałam też mieć partnera w życiu by iść z nim razem do przodu ciesząc się życiem i co najważniejsze, dniem codziennym. Dodam, że nie mówię tutaj o codzienną wspólną walkę o dobra materialne, ale psychiczny kontakt i chęć cieszenia się wspólnie pięknem prostego dnia codziennego. Po doświadczeniu pewnych problemów z moim zdrowiem chciałam cieszyć się życiem z ukochanymi osobami obok - z moją rodziną.
 To co początkowo imponowało mojemu byłemu, czyli moja energia, spontaniczność, zaradność oraz chęć do cieszenia się drobnymi chwilami w życie, po pewnych latach zaczęło go po prostu męczyć. Po 18 latach małżeństwa on marzył jedynie o spokoju i siedzeniu w fotelu i codziennym wspólnym oglądaniu telewizji mając 16 letnią córkę!  Co oczywiście nie było możliwe mając nastolatka w domu. Jako matka nastolatka chciałam i powinnam być koło niej szczególnie w tym okresie jej życia. Ja  też chciałam cieszyć się nadal życiem, codziennie po pracy coś działać wspólnie z nim i naszą dorastającą córką. Chciałam docenić fakt, że i my jesteśmy nadal młodzi i  zdrowi i żyjemy w tym Raju - na wyspie Korfu. To jednak nie podobało się wszystkim.
I tak, dla dobra wszystkich rozstaliśmy się, wzięłam córkę i odeszłam. Nie straciliśmy ze sobą kontaktu, bo mieliśmy wspólne dziecko.  Po czasie wszyscy we troje - moja córka, mój były i ja doszliśmy do wniosku, że to była bardzo słuszna decyzja. Córka ma dobre kontakty z obojgiem z nas, mój "były" spędza obecnie życie w spokoju, w fotelu przed telewizorem, bez wyciągania go za uszy by żył i coś ciekawego robił, a ja żyję pełną parą. Każdy robi to co chce i oboje cieszymy się życiem (każdy na swój sposób) oraz cieszymy się życiem rodziny córki i uroczymi wnukami.

Tutaj nadmienię coś o co wielu z Was chciałoby się teraz się zapytać.  Czy w tym okresie nie myślałam o powrocie do kraju ?
 Przyznam się, że nigdy taka ewentualność nie wchodziła w rachubę. 
Korfu było i jest moim miejscem gdzie chcę żyć i czuje się "W DOMU". 

Na szczęście dla mnie, bo nowy etap mojego życia i nowe wartościowe osoby pojawiły się szybko w moim życiu i to właśnie na Korfu .

Tutaj mówię o moim drugim mężu  z którym cieszymy się wspólnym, szczęśliwym życiem od ponad 23 lat.
Może się wydać dziwne, ale prawdą jest, że moja ponowna próba ułożenia sobie życia została pobłogosławiona  po pierwsze przez moją córkę i po drugie ...... przez mojego pierwszego teścia, który na zawsze ma szczególne miejsce w moim sercu. Co jest jeszcze bardziej niecodzienne , nawet mój "były" jest zadowolony z tego , że ułożyłam sobie życie i znalazłam osobę, która do mnie pasuje.

Dzięki mojemu drugiemu mężowi  ponownie wróciłam do malowania, gdzie często znajduję wiele radości. 
Poza tym jesteśmy partnerami w codziennym życiu. Przyzmam, że z biegiem tylu lat wspólnie spędzonych jestem w nim coraz bardziej zakochana i to jest urocze uczucie. 
Cieszymy się życiem jego dzieci i wnuków z pierwszego małżeństwa i życiem rodziny mojej córki i moich wnuków.

Cieszymy się razem wschodem i pięknym zachodem słońca, wspólnym dobrym posiłkiem, wspólnym spacerem po górach, kąpielą w morzu, wspólna pracą w winnicy czy ogródku, po prostu wspólnym życiem na co dzień. 
To dzięki niemu poznałam wiele walorów życia na wsi na Korfu obserwując naturę.

Wychowana w dużym mieście nie znałam Korfu od tej strony. Mieszkając wiele lat w stolicy wyspy znałam jej życie od strony mieszkańców miasta Korfu z ich zwyczajami, tradycjami i ich mentalnością.

Tak jak wszędzie na świecie życie w mieście i życie na wsi różnią się między sobą. 
Tylko posiadając wartościowych ludzi obok siebie można pokochać te dwa tak odmienne sposoby życia. 

Można, tak jak jest w naszym przypadku, połączyć walory życia na wsi z tym co opłaca się przeżywać w stolicy. Ciszę i spokój życia w naturze można świetnie pogodzić z koncertami muzycznymi, życiem towarzyskim na wyspie, wspaniałym latem nad morzem i na plaży i pracą blisko natury. 

Jeden warunek musi być spełniony : obydwoje muszą chcieć to samo i czuć się szczęśliwymi z wyborem takiego trybu życia. 

Tutaj do mojej list wartościowych osób w moim życiu muszę dodać moja drugą teściową. 
Drugiego teścia, niestety, nie poznałam bo umarł przed moim pojawieniem się w tej rodzinie. Bardzo tego żałuję bo wiele  ciekawych historii słyszę  na jego temat od rodziny i od wielu osób z tutejszego środowiska.

Moja druga teściowa była kobietą prostą, ubraną do końca jej życia w tradycyjny strój korfiański. Mimo tego, że ukończyła tylko kilka klas szkoły podstawowej posiadała szalona wiedzę i mądrość życia. To jest często równoznaczne z wieloma dyplomami szkół wyższych. Była to bardzo wartościowa kobieta i po pierwsze wspaniały człowiek. Można mieć wiele dyplomów i nie być człowiekiem. Tutaj miałam do czynienia z prostym, bardzo szlachetnym człowiekiem. Była to wspaniała gospodyni. Dożyła 97 roku życia i zawsze pamiętam ją zadbaną i uśmiechniętą. Z naszych rozmów wieczornych na werandzie dowiedziałam się wiele o życiu na Korfu z okresu pierwszej, drugiej wojny światowej i okresu powojennego. 
Była to kobieta,  która nigdy nic złego na kogoś nie powiedziała. Podziwiałam w niej jej pozytywne podejście do życia i chęć życia do ostatnich chwil jej długiego życia. 

Takich ludzi się nie zapomina !!!

Należę do szczęśliwych ludzi, którzy w swoim życiu spotkali tyle wartościowych osób. 


2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Ważne jest docenienie osób które pokazują się w naszym życiu. Niektórzy przychodzą i odchodzą, inni zostają na zawsze w naszych sercach. Pozdrawiam

      Usuń