Translate

KOLEJNY LETNI DZIEŃ NA KORFU....

Na Korfu mamy pełnię lata.

Od wielu dni mamy wysokie temperatury , powietrze jakby stoi,  tylko wieczorem i porankami czuje się szaloną wilgotność. 

Prognozy pogody na najbliższe dni mówią o 30-35 C przy wilgotności dochodzącej do 98 %. Wszystko się lepi , skóra ciała jest wiecznie mokra i tylko częste prysznice pozwalają przeżyć jakoś ten okres.

O 5 rano obudził mnie nasz kogut swoim donośnym, wspaniałym pianiem. Wraz z innymi kogutami z okolicy informuje nas o tym , że następny dzień już się zaczyna. 

Dla mnie to trochę za wcześnie!!!

Wstaję i zamykam okno sypialni by nie słyszeć koguta i by poranne wilgotne powietrze nie wpadało do sypialni.




Wtulam się w poduszkę i zasypiam ponownie.

Po pewnym czasie budzi mnie cudowny zapach parzonej kawy dochodzącej z parteru z kuchni. To informacja , że czas już wstać. 

Patrzę się na zegarek. Jest 6.30. Normalna pora na pobudkę w letnie dni na Korfu. Schodzę na dół gdzie czeka na mnie mój mężuś z pyszną kawą i śniadaniem. Tak mnie rospiesza od rana...

Nasze śniadanko jest określone. Dwie cieniutkie kromki upieczonego przez mnie ciemnego chleba . Jedna z dżemem z pomarańczy ( mojej roboty) i warstwą jogurtu na nim , a drugi z kawałkami naszych pomidorów i 4 oliwkami też naszej produkcji.



Do tego kawusia po grecku i obowiązkowo szklanka wody. 

Tak rozpoczynamy nasz dzień podziwiając widok z naszej werandy na "morze " gajów oliwnych.



Jest wcześnie rano i tylko koncert cykadów towarzyszy nam w porannym posiłku. To informacja o tym , że przed nami mamy kolejny upalny dzień.

Rozpoczynamy nasze prace. Mąż schodzi do ogrodu by wszystko podlać, ja zajmuję się podlewaniem moich róż i wszystkich kwiatów, które mam w doniczkach na werandzie. Przy tak wysokich temperaturach  konieczne jest podlewanie wszystkiego co drugi dzień.

Jest 8.30

Mężuś przynosi mi z ogrodu kolejny koszyk pachnących pomidorów, które trzeba będzie przetworzyć i zawekować na zimę. 
Zostawiamy je w kuchni. Ubieramy się w kostiumy kąpielowe i jedziemy nad morze. 
Po drodze zatrzymujemy się koło naszej winnicy by pozbierać kolejne figi. W tym roku mamy wielki urodzaj na figi i wiele ich zjedliśmy . 





Bardzo możliwe , że do tego przyczyniła się też nowa innowacją koło drzewa figowego. Dowiedzieliśmy się o niej od naszego znajomego. Otóż powiesiliśmy koło drzewa figowego wykonanego przeze mnie  i pomalowanego na ciemnobrązowy kolor ptaka. Odstrasza on wszelkie inne praszki z okolicy , które w poprzednich latach zjadały nam połowę fig.

 Ile żyjemy , tyle się uczymy !!!




Wkładam koszyk z figami do samochodu i jedziemy na plażę. 
Jak zawsze , należymy do pierwszych chętnych do kąpieli. Większość turystów jeszcze śpi , tylko ludzie pracujący na plaży przygotowują leżaki i parasole. 




Woda jest krysztalowa i cieplutka. Kąpiel jest urocza i cudownie chłodzi całe ciało. Trochę gimnastyki w morzu, pływanie i później  po prysznicu schniemy spacerując po plaży.. 

Dzisiaj nie mamy czasu na kawusię w ciastkarni. W domu czeka na mnie praca w kuchni .
Jedziemy w góry i jak zawsze podziwiam tą  spaloną słońcem zieleń gajów , tak różnorodną i  tak piękną.
W domu szybciutko opłukuje nasze kostiumy kąpielowe i wraz z ręcznikami wieszam na werandzie. Teraz na werandzie jest bardzo ciepło i wszystko szybko wyschnie.

My chowamy się w domu. Grube kamienne ściany typowego korfiańskiego domu dają chłodzik i nawet bez klimatyzacji w domu panuje bardzo przyjemna temperatura.

Zaczynam kroić pomidory przyniesione rano z ogrodu. Słoiki już są zaparzone w gotującej się wodzie . Wlewam do słoików podgotowane pomidory pomieszane z drobno pokrojoną cebulką , przyprawami i odrobiną oliwy z oliwek. Zakręcam słoiki i stawiam je do góry nogami by ostygły. 

Kolejne słoiki na zimę już są gotowe.

Teraz czas na kawusię z kilkoma figami . 




Jest ciepło . Decydujemy się na kawusie w salonie gdzie jest o wile chłodniej.

 Pije dwie szklanki wody jedna po drugiej i po zjedzeniu fig piję następną. Na szczęście lubię wodę , a jest ona w takim klimacie bardzo nam potrzebna. Męża muszę pilnować by z trudem wypił jedną szklankę, ale na szczęście to robi!

W południe codziennie rozmawiam przez SKYPE z córką i wnukiem. Często razem pijemy kawusię, ona w Anglii , ja na Korfu. Technologia sprawia , że mimo dużej odległości możemy czuć się tak blisko i razem na "odległość " spędzać czas.

Bardzo często w tak upalne dni jemy coś lekkostrawnego. Obydwoje kochamy się w rybach i tak duszone szprotki z odrobiną czosnku i sałatka z naszych pomidorów , ogórków , oliwek to najlepsze letnie danie. 

Szybciutko przygotowuję obiad i później siadamy w salonie by w  chłodnym pomieszczeniu zobaczyć wiadomości w TV i po godzinie idziemy na siestę. 

Siesta jest  obowiązkowa w okresie lata

Za oknem jest taki upał , że nawet siedzenie nad morzem na plaży nie jest wskazane. By mile kontynuować dzień , który w lecie trwa do późnej w nocy , trzeba się przespać godzinkę lub dwie...

Po godzince budzi mnie rytmiczne chrapanie mężusia. Ja już wypoczęłam, więc schodzę na parter by poczytać nowości w internecie, czy na FB. Wczytuję się w artykuł o nowych sposobach sadzenia i pielęgnacji zapachowych roślin na Korfu.

To może być przyszłość wielu młodych ludzi na wyspie. Przy tak dogodnym klimacie na wyspie potrzebna jest tylko chęć , dobra organizacja i plantacja tego rodzaju może dać środki do życia całej rodzinie....  Ciekawe....

Staram się nie robić hałasu bo małżonek jeszcze śpi.  To czas greckiej siesty!

Wyjmuję z lodówki nasze winogrona by je przygotować na deser. Na początku sierpnia niektóre gatunki naszych winogron są już gotowe do jedzenia. Zbieramy je wcześniej od innych tak by zdążyć jej zjeść przed ptakami , które też je uwielbiają.




Jest 17.30 .

 Mąż się budzi i schodzi do salonu. Jemy nasze przepyszne winogrona i obydwoje pogrążamy się w lekturze. 

Ja w międzyczasie włączam piekarnik i gotuję wodę w dużym garnku. Do wrzącej wody wrzucam na kilka minut zebrane rano figi, następnie przekładam je do drugiego garnka z zimną woda i sokiem z jednej cytryny. Tak przygotowane figi po chwili kładę na blachach na papierze do pieczenia. Piekarnik ustawiam na 60 C i wkładam tam blachy z figami na 4-5 godzin. 

Następnie po wystygnięciu ponownie je piekę w ten sposób następnego dnia i o ile wypuszczają dużo soku przekładam je do nowej blachy też wyłożonej papierem do pieczenia. Tą procedurę powtarzam przez kilka dni do chwili gdy widzę oczekiwany efekt w postaci wysuszonych fig, które wrzucam do szklanego dużego pojemnika.

Oczywiście po całym domu roznosi się wspaniały zapach pieczonych fig.

Słońce zaczyna topić się w morzu i o ile jestem w domu lubię obserwować ten moment z mojej werandy.

Niesamowite kolory nieba, morza i zmieniające co chwile kolory słońce...... Bardzo romantyczna chwila.



Zapalają się małe lampki w ogrodzie naładowane promieniami słonecznymi w ciągu całego dnia i natura przygotowuje się do snu. 

Natura tak , ale nie my !!!

Nagle koło domu zatrzymuje się samochód z dwoma parami naszych znajomych. Przejeżdżając koło nas zatrzymali się by po prostu nas przywitać. I jak to zwykle się dzieje nie daliśmy im od razu odjechać.

Zasiedliśmy przy stole na werandzie i zaczęliśmy pogaduszki.

Pomyślałam, że to jest świetna okazja do spędzenia fajnego wieczoru ze znajomymi. 

Przyniosłam na werandę zimną wodę z lodem i plastrami cytryny, kilka kieliszków do naszego wina i zniknęłam w kuchni.

Po pół godzinie pokazałam się ponownie z tacą pełną przysmaków.
Faszerowane ryby ( które zawsze mamy w lecie w lodówce) , oliwki z oliwek, sałatka z pomidorów i ogórka, feta, smażona papryka , cukinia i bakłażany oraz frytki zapełniły stół !

Wszystko szybkie to wykonania , proste do przygotowania potrzebne w takich sytuacjach.

Posiedzieliśmy, zjedliśmy razem taką kolację, popiliśmy trochę winka i później zaczeliśmy, jak to zwykle bywa śpiewać........ 

I tak kończy się kolejny letni dzień na Korfu.....






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz