To pytanie zadawałam sobie przez wiele lat, szczególnie w chwilach gdy od nadmiaru obowiązków ręce mi opadały. Takich chwil było bardzo dużo szczególnie przed wszelkiego rodzaju świętami.
Zostałam wychowana przez rodziców w sposób bardzo poprawny. Maja mama nauczyła mnie samodzielności i wszystkiego tego co powinna wiedzieć kobieta, która w przyszłości będzie miała własną rodzinę.
Moja rodzina była sześcioosobowa - mama, tato, 2 bracia, siostra i ja. Do chwili kiedy jako najmłodsze dziecko w rodzinie poszłam do przedszkola moja mama nie pracowała zajmując się wychowaniem nas wszystkich. Tato był głową rodziny zaspokajająco wszelkie finansowe potrzeby rodziny. I tak moja mama robiła wszystko to co było potrzebne do sprawnego życia rodziny tak by wszystko było zapięte na ostatni guzik. I tak było .
Zawsze mówię , że miałam bajkowe dzieciństwo i wszystko to co dziecku do szczęścia było potrzebne - dużą ilością miłości, poczucie bezpieczeństwa, zaspokojenie wszystkich niezbędnych warunków do poprawnego rozwoju fizycznego i umysłowego.
Kiedy poszłam do przedszkola moja mama zaczęła pracować i sytuacja w domu zmieniła się - każdy członek rodziny musiał podjąć jakieś obowiązki związane z poprawnym funkcjonowaniem rodziny .
Istniał podział prac domowych tj. gotowanie, sprzątanie, robienie zakupów , czy prasowanie dla tylu osób w rodzinie. W ten sposób każdy miał swoje obowiązki i wszyscy mogliśmy cieszyć się dobrze prowadzonym domem tak by w week-end-y wspólnie mile spędzać czas.
Bajkowo?!! Demokratycznie ? Tak to było !!
Bez narzucenia wszystkich prac na jedną osobę - najczęściej ukochaną mamusię ! Taki stan rzeczy wydawał mi się prosty do zrealizowania, bo w nim żyłam i wszystko działało, zapominając oczywiście o tym, że było to wynikiem wspaniałej dyplomacji mojej mamy.
Po wielu latach własnych doświadczeń w mojej rodzinie, założonej przeze mnie, zdałam sobie sprawę z tego, że to nie takie proste !
Wiedziałam, nauczona z domu, jak dom powinien być zorganizowany pod każdym względem, ale by to osiągnąć często sama zapracowywałam się by otrzymać oczekiwany efekt.
Tak więc byłam wspaniałą gospodynią, nauczyłam się świetnie gotować ( nawet greckie i wszystkie tradycyjne korfiańskie dania), dom zawsze był jakby tuż przed kontrolą teściowej, dziecko czyste, zadbane ze wszystkim co mu było potrzebne do szczęścia.
Tak mijały lata. Ja ciężko wiele godzin pracowałam i to na odpowiedzialnym stanowisku, a poza tym po pracy miałam ten 2 etat - rodzinny...
Wielokrotnie po całym dniu wieczorami nie miałam siły wszystkiego wyprasować - by nie było niewykonanych prac domowych. Ale trzeba było - bo tak byłam nauczona. Na szczęście po kilku latach zmądrzałam i miałam raz w tygodniu pomoc domową do sprzątania i prasowania.
Często miałam okazję po pracy, czy wieczorkiem wyskoczyć gdzieś na kawę z koleżankami i ich dzieciakami lub z mężem, ale obowiązki domowe mi tego zabraniały - wszystko musiało być wyprasowane, wyczyszczone, przygotowane. Cieszyło mnie to, że moja teściowa była ze mnie dumna i ciągle mnie chwaliła .
Cieszyło mnie to, że mąż i córka byli ze wszystkiego zadowoleni , ale wtedy nie byłam pewna, czy wiedzieli ile to trudu wymagało z mojej strony by tak wszystko grało?
Nadszedł dzień kiedy popatrzyłam się na to z perspektywą.....
Minęło wiele lat mojego życia by do tego dojrzeć.....
Bo wspaniała gospodyni nie jest w domu widoczna. Kiedy jej zabraknie wtedy docenia się jej istnienie.
Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam, że jak coś nie jest wykonane przeze mnie perfekcyjnie to nie żadna tragedia. Zobaczyłam, że wszyscy w około przyzwyczaili się do tego, że mama jest super i dla wszystkich ( poza nią samą) .
I wtedy zaczęłam moją rewolucję !!!
Chyba wiecie , że najtrudniej jest mówić NIE. Jak zawsze się zgadzamy i kiwamy głową wszystko jest OK. Jak mówienie NIE zaczynają się pretensje.
To tak jak młoda kobieta, matka wychowująca dzieci i nie pracująca jest ciągle ignorowana przez męża który jej mówi - Co ty właściwie robisz cały dzień? I tak pewnego dnia nic nie robi, dom staje do góry nogami - ogólna tragedia i mąż wraca do domu i szaleje ! Bo dobra gospodyni i żona nie jest widoczna. Kiedy jest - to wszystko gra, kiedy jej brakuje to wtedy to jest widoczne!!!!
I tak i ja doszłam do wniosku, że wszędzie potrzebny jest umiar.
Trzeba mieć czas na wszystko. Życie to nie tylko obowiązki, ale też przyjemności i czas wolny od pracy. Kiedy tak stawia się jasno sprawę, najlepiej od początku, wszystko jest łatwiejsze. Nie ma niedomówień. Takie super mamy, super kobiety nie otrzymują żadnych nagród. Najczęściej po czasie są rozczarowane, że nikt tego w odpowiedni sposób nie docenił. Oczywiście mają satysfakcję z dobrze wykonanej pracy, ale najczęściej tylko one same to widzą i doceniają. Większość uważa to za coś normalnego, codziennego.
Przykładowo, kiedy ja, jak codzień gotowałam przeróżne dania - smaczne, ładnie podane, różnorodne to było normalne - bo ja byłam super i już. Kiedy to robiła jakaś znajoma, która na codzień nie mogła sobie dać rady z podstawowymi obowiązkami domowymi to była rewelacja.
Więc ostrożnie z tym - lepiej być po środku ani super, ani na zero, bo tak mamy więcej czasu na to by nacieszyć się prawdziwym życiem.
Garnki mogą poczekać kiedy jest cudowna pogoda i możemy z rodzina pójść na wspaniały spacer. Cotygodniowe generalne sprzątania też są przesadą. Można to robić sukcesywnie, co tydzień coś i tak mieć więcej czasu dla siebie, na coś przyjemnego.
Dom, ściany, nie uprasowane rzeczy , jakaś niedokończona praca najczęściej nie uciekną, ale jak mamy okazję mile spędzić czas w danym momencie - nie zostawiajmy tego, nie rezygnujmy z tego .
Żyje się tylko raz , drugiego życia nie ma !
Ta pogoń za perfekcją wcale nie jest zdrowa.
Powoduje wiele stresowych sytuacji, codziennego kontrolowania się czy wszystko co robimy jest wykonane na 100% super.
W większości przypadków ta chorobliwa ambicja pokazania, że wszystko można bardzo dobrze zrobić powoduje że nasze życie to tylko obowiązki. Inni żyją i cieszą się życiem a my po prostu żyjemy życiem pełnym tylko obowiązków.
Nie warto!
Mamy prawo do błędów!!! O ile staramy się coś zrobić dobrze i nam nie wychodzi to wcale nie jest powód do załamania i smutku. Po prostu trzeba iść do przodu i czasami pogodzenie się z tym, że nie jesteśmy perfekcyjni to najlesze podejście do życia.
Cieszmy się tym co robimy nie z obowiązku, ale by czuć się szczęśliwym!
Perfekcja to bardzo często wróg osobistego szczęścia !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz