W czasie ostatnich 20 lat wiele podróżowałam po Europie .
W czasie corocznych dwutygodniowych , zimowych wyjazdów na koncerty w Europie chóru telekomunikacji wyspy Korfu , gdzie mój mąż jest tenorem .
Mieliśmy okazję poznać całą Europę , poznać wielu ciekawych ludzi i oczywiście spędzić świetnie czas jeżdżąc dwupiętrowym autokarem - członkowie chóru i osoby towarzyszące.
Były to niezapomniane lata, niestety ze względu na grecki kryzys teraz nie ma tyle funduszów na reklamę greckiej kultury w Europie.
Jest przynajmniej coś do wspominania . To było jedno z moich marzeń mojego życia - by pojeździć po Europie i zobaczyć jej piękne miejsca . To moje marzenie zrealizowałam !
W czasie jednego z naszych wyjazdów do Szwajcarii w Lucerne poznaliśmy z mężem bardzo sympatyczną parę Hansa i Helgę . On wykładowca na uniwersytecie, ona pracowniczka Czerwonego Krzyża w Lucerne. Przez kilka lat utrzymywaliśmy kontakt przez SKYPE ( jakie to świetnie osiągnięcie technologiczne) i przez e-mail-e.
Kiedy po raz drugi znaleźliśmy się w Szwajcarii ponownie spotkaliśmy się z naszymi znajomymi i nawet zostaliśmy przez nich zaproszeni do ich domu na wieczorną kolację i nocleg. To było dla nas wielkie wyróżnienie , bo na takie gesty Szwajcarzy nie są tak wylewni. Wspaniali ludzie, ze wszystkim uporządkowanym do granic wytrzymałości , ale są to ludzie dosyć zamknięci w sobie.
Dla nas zaproszenie do domu Helgi i Hansa było okazją do tego by ich lepiej poznać. Ich dom znajdował się poza miastem w willowej dzielnicy z domkami z ogrodami. Domy nowo wybudowane około 15 lat temu. Wchodząc do ich domu od samego początku zwróciłam uwagę na skrupulatną dekorację domu , gdzie przeważały stare elementy, z drewna i metalu - wszystko to co kojarzyło się ze starymi domami. Nawet sufit salonu był wyłożony bardzo starymi kawałkami drzewa. Mimo tej dekoracji był to nowy dom udekorowany w starym stylu.
Nasze spotkanie przebiegało w bardzo miłej atmosferze. Helga przygotowała bardzo smaczny posiłek i tak zajadając dyskutowaliśmy na różne tematy. Dyskutowałam głównie ja z Hansem po angielsku bo niestety mała znajomość angielskiego przez Helgę i mojego mężusia nie pozwalała na rozmowę w czworo. Dyskusja była więc przerywana tłumaczeniem tego co mówimy. W czasie rozmowy nawiązałam do naszego wina , bo przywieźliśmy w prezencie 2 butelki naszego wina i tak zaczęła się "lawina " pytań na temat naszej winnicy. Kiedy Hans dowiedział się , że założyliśmy winnice z 1000 krzewów na zboczu góry był tym tak podekscytowany , że aż oczy mu się świeciły.
Wtedy to pokazał nam jego ukochany krzew winny w jego ogrodzie, który pielęgnuje z wielką miłością od wielu lat. Okazało się , że jego największym marzeniem w życiu było uczestniczenie w pielęgnacji winogron w dużej winnicy - gdziekolwiek.....
Oczywiście nic nie stało na przeszkodzie by mu zaproponować coś takiego u nas na Korfu. Hans był tą propozycją zachwycony i oczywiście dyskusja wieczoru potoczyła się na temat naszej winnicy i naszego bardzo starego domu w górach , który ma ponad 200 lat, który odrestaurowaliśmy i zachowaliśmy jego grecki , wiejski charakter. Hans był tak szczęśliwy , że nie mógł tego ukryć - cieszył się jak małe dziecko z tego co doświadczy na wiosnę na Korfu.
I tak w maju nasza znajoma para- Helga i Hans przyleciała na 2 tygodnie na wakacje na Korfu. W czasie ich pobytu oczywiście pokazałam im całą wyspę, była też możliwość uczestniczenia w koncercie muzyki klasycznej drugiego chóru , do którego należy mój mąż - chóru miejskiego " San Giacomo".
Oczywiście przygotowałam też u nas w domu typową korfiańską pastitsadę by ich przyjąć u nas w górach. Hans wchodząc do domu zamarł z wrażenia . Zatrzymał się przy wejściu i zachwycony widokiem wnętrza powiedział : Ten dom ma duszę !!!
Helga później wytłumaczyła nam ,że marzeniem jej męża było posiadanie takiego właśnie starego domu i dlatego ten ich nowy dom w Szwajcarii jest udekorowany tyloma bardzo starymi elementami.
Tutaj u nas Hans znalazł to co tak bardzo kochał. Fajne było to , że po wejściu do domu Helga poprosiła mnie o to by porobić zdjęcia wszystkich kątów domu - widziałam , że jej też wszystko się bardzo podobało. Oczywiście nie wyłączając moich obrazów, które zdobią wszystkie ściany naszego domu.
Posiłek zjedliśmy na werandzie z widokiem na gaje oliwne ku wielkiemu zadowoleniu naszych gości. Odwożąc ich do ich hotelu w Dassia byłam bardzo zadowolona , że ci ludzie czuli się u nas jak w domu i byli tak szczęśliwi z naszego ponownego spotkania.
Oczywiście nie zapomniałam o wielkim marzeniu Hansa - pracy w prawdziwej winnicy. Zorganizowaliśmy to po kilku dniach.
Połączyliśmy to z zaproszeniem ich na odpust odbywający się we wsi w której mieszkamy i nocleg u nas w domu na tradycyjnym starym łóżku korfiańskim , które nazywamy tutaj kokieta . Hans piał z radości !!!
Tak po dwóch dniach pojechałam ponownie w ich hotelu by zabrać ich do nas w góry z ich małą walizką z niezbędnymi rzeczami. Wjeżdżając wieloma zakrętami na górę musiałam się wiele razy zatrzymywać bo zachwyceni widokami moi goście chcieli robić zdjęcia.
W południe ponownie ugotowałam coś korfiańskiego - tym razem burdetto - pikantną rybę i wieczorem poszliśmy na odpust. Muzyczka grała, na około kościoła przy gęsto ustawionych stołach siedzieli mieszkańcy wioski, turyści z okolicy i wśród nich wielu naszych znajomych. Wszyscy pili piwo i zajadali grillowane pod kościołem szaszłyki - greckie souvlaki !
Zabawa się rozkręcała. Helga z Hansem robili masę zdjęć i byli wszystkim zachwyceni. Kiedy zaczęły się tańce oczywiście weszli też w krąg tańczących i tak bardzo wesoło spędziliśmy ten wieczór. Hans podkreślał , że mamy tutaj wspaniałą atmosferę , że mimo tego, że mieszkają w dużej dzielnicy willowej w Szwajcarii , nigdy nie mieli okazji tam coś takiego zorganizować i tak mile wspólnie spędzać czas. To raczej grecki przywilej !
Następnego dnia , wczesnym rankiem , obudziliśmy się by jak obiecaliśmy Hansowi , pojechać na winnicę i trochę tam wraz z nim popracować. Oczywiście chodziło głównie o pokazanie mu tego miejsca i spełnienie tego jego życiowego marzenia .
Hans wstał mówiąc , że u nas wstaje się z pewnością wcześnie rano bo tyle kogutów jest w okolicy, że piejąc nie dają spać dłużej . Poza tym przy oknie sypialni jaskółki mają wiele gniazd i tak od rana ich głośne świergolenie też robi swoje - budzik tutaj nie jest potrzebny.
Hans przygotował się skrupulatnie do pracy, włożył odpowiednie ubranie, zamknięte buty, kapelusz , posmarował się dokładnie kremem by się nie spalić słońcem i tak wyruszyliśmy na winnicę.
Gdy Hans stanął na szczycie i zobaczył to co pokazuje na poniższej fotografii i miał łzy w oczach . Podziękował nam serdecznie za to , że może to przeżyć - to jego marzenie , które nigdy nie przypuszczał , że kiedyś się spełni.
Pracowaliśmy trochę razem , nawet napiliśmy się kawy z termosu zagryzając moje upieczone poprzedniego dnia ciasteczka , siedząc na drewnianej prowizorycznej ławie na zboczu góry. Obserwując zachód słońca z tego miejsca rozmawialiśmy na temat naszych marzeń i jak czasami sytuacje pozwalają na ich spełnienie w zupełnie nieoczekiwanym czasie i miejscu.
Czasami to co my mamy na co dzień jest marzeniem dla kogoś innego, dlatego trzeba zawsze doceniać to co się ma !!!
Mój mąż marzył o stworzeniu takiej winnicy przez wiele lat, siedząc za biurkiem ponad 35 lat. Te marzenia spełnił gdy przeszedł na emeryturę i teraz możemy razem tym się cieszyć. Oczywiście po włożeniu wielu lat naszej ciężkiej pracy na tym kawałku wzgórza.
Bo tak jest - bardzo często by spełnić jakieś nasze marzenie musi zaistnieć odpowiednia sytuacja i to w odpowiednim czasie i miejscu.
Mam na to wiele przykładów z mojego życia , które to potwierdzają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz