Po pierwszej "dziwnej" wigilii na Korfu obiecałam sobie , że w następnym roku będzie zupełnie inaczej i przejmę ja inicjatywę w zorganizowaniu naszej rodzinnej wigilii na Korfu.
I tak się stało.
Po pierwsze nie byliśmy już sami, była z nami malutka córeczka i wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Ze względu na doświadczenie z poprzedniego roku chciałam by ta druga wigilia była inna - bardziej polska, bo o zupełnie polskiej nie było mowy. Jak może być polska wigilia ,bez śniegu, bez zimna , bez polskiej rodziny itd.
Chciałam to przystosować do tutejszych warunków i po pierwsze zależało mi na tym by malutka córeczka była u siebie w łóżeczku o odpowiedniej godzinie, kiedy my później będziemy mieli naszą rodzinną wigilię.
Po pierwsze liczba gości została z oczywistych powodów zmniejszona, nie było 40 osób z rodziny, ale bliższa rodzina - około 15 osób.
Przygotowywałam tą wigilię chyba tydzień. Po pierwsze dom przepięknie udekorowałam dodając na choinkę wiele polskich ozdób przesłanych mi przez mamę z Polski.
Poza wieloma zajęciami obok dziecka musiałam przygotować to co uważałam, że będzie smakowało tutejszej rodzince, nie zapominając o kilku bardzo trudnych osobach ,po pierwsze o moim teściu, który poza greckimi daniami nigdy nie lubił nic próbować. Musiało więc być dużo różnorodnych dań plus jakieś dania greckie dla tych "trudnych" gości.
Długo zastanawiałam się nad menu tego wieczoru by ostatecznie ustalić, że będę miała obowiązkowo barszcz czerwony z uszkami z grzybami ( te - prawdziwe miałam od brata z Bieszczad), pierogi z kapustą i grzybami, rybę smażoną , bigos z polskimi grzybami z przepisu mojego taty, paluszki słone na zagryzkę do wina (świąteczna tradycja mojej rodziny) , pieczone nadziewane udo indyka z ziemniakami i różne sałatki. Ciasta miała zrobić teściowa by mi choć trochę pomóc. Pracy było moc, ale przy dobrej organizacji i dużej chęci wszystko poszło z planem. Dania postne były dla tych którzy pościli, a inne dla tych "trudnych" gości.
Oczywiście poinformowałam też wszystkich, że po zakończeniu wigilii będzie też rozdawanie prezentów - tak jak to robimy w Polsce w wieczór wigilijny, na co wszyscy z uśmiechem się zgodzili .
Od rana w pięknie udekorowanym domu słychać było polskie kolędy. Pod choinką w salonie stał kojec z córką, która z szeroko otwartymi oczyma, uśmiechnięta, grzecznie siedziała by mama mogła działać. Ja piekłam dodatkowe słone paluszki, bo bez ich zapachu w domu dla mnie nie ma świąt. Do drzwi co chwilę pukały dzieci by śpiewać kolędy. Dostawały ode mnie drobne pieniądze i oczywiście po jednym słonym paluszku - na drogę.
Czułam sią szczęśliwa, ale muszę przyznać, że od czasu do czasu łzy po policzkach mi ciekły - bo brak mi było mojej ukochanej mamy. Wszystko było tak dobrze zorganizowane, ale bez mamy to nie była pełnia szczęścia. Nie wiem dlaczego, ale zawsze w ten właśnie poranek wigilijny mam przed oczyma moja rodzinę , moje dziecięce bardzo szczęśliwe święta z rodzicami i rodzeństwem .
Zdaję sobie sprawę z tego, że to przeszłość, ale mimo tego tęsknie za nią. Do dnia dzisiejszego tego dnia, w poranek wigilijny, słuchając kolęd, zawsze jestem bardzo wzruszona i do dziś jakieś łezki spadają z policzków. Mąż się do tego przyzwyczaił, bo to rozumie.
I tak nadszedł wieczór wigilijny. Rodzinka się zebrała, stół był bogato , starannie ozdobiony i zastawiony pysznościami. Wszyscy patrzyli się z ciekawością co ja takiego przygotowałam. Bardzo im się też podobał bogaty wystrój domu i oczywiście po pożegnaniu się na dobranoc z córką wszyscy zasiedli przy stole.
W centralnym miejscu na stole leżał na talerzu polski opłatek, który moja mama mi przysłała w kartce z życzeniami.
Wszyscy pytali się co to jest!!???
Wytłumaczyłam co i tak i przed usiądnieciem do stołu wszyscy podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy sobie życzenia. Bardzo mi się to podobało i serce biło mi z radości trochę szybciej!!!
Nareszcie coś mojego w ten dzień !!!
Barszcz czerwony zjedli wszyscy . Niektórzy nie chcieli uszek z grzybami, ale do barszczu jedli moje słone paluszki. Te paluszki przez nich nazywane PALUKI ( czyli po grecku kije) były największą rewelacją wieczoru - zniknęły wszystkie i wszyscy chcieli na nie przepis.
Czyli pierwsze danie przeszło z powodzeniem !!!
Zaczęłam podawać drugie danie.
Ryby smażone - wszyscy jedli, bigos- wszyscy próbowali, pierogi z grzybami ....... tylko dwie osoby skosztowały. Podałam więc szybko indyka z ziemniakami i wszyscy zaczeli się zajadać - ufff całe szczęście, że o tym pomyślałam.
Po posiłku zrobiliśmy małą przerwę na rozdawanie prezentów . Było ich dość dużo bo każdy coś dla każdego przygotował. Następnie rozkoszowaliśmy się słodkościami teściowej i tak wieczór mile się zakończył.
Była to zdecydowanie wigilia !!!!
Może nie w zupełności polska - nie postna, ale wigilia - w rodzinnej atmosferze z polskimi daniami, które przypominały mi kraj , moją rodzinę i moje dzieciństwo.
Z pierogami to był zupełny niewypał, zostało ich bardzo dużo. Załadowałam nimi całą półkę w lodówce. Mąż jadł je czasami tylko smażone na patelni - chrupiące. Większość została dla mnie, ale wcale mnie to nie martwiło - przez następny tydzień miałam polskie danie dla mnie.
Następnego dnia była pastitsada u teściowej i oczywiście wszyscy zachwalali moja gospodarność , próbę zadowolenia ich polskimi daniami poprzedniego wieczoru, itp.
Wigilia " po polsku" z pewnymi zmianami zaczęła być zwyczajem rodzinnym przez wiele kolejnych lat ku zadowoleniu wszystkich , ale też i moim - bo miałam polski akcent w czasie świąt Bożego Narodzenia w Grecji. Moi teściowie byli bardzo dumni z tego , że Polka - żona ich syna wprowadziła do rodziny nowy zwyczaj pokazując jej gospodarność. Szczególnie teść " piał" ze szczęścia , bo teściowa zaczeła chcąc czy nie porównywać moją gospodarność z tym czego ona nauczyła swoją córkę. Często to porównanie nie tak bardzo jej się podobało i było często powodem jej sporów z moim ukochanym teściem.
Polski opłatek też został tradycją tego wieczoru. Do chwili kiedy żyła moja mama dostawałam go od niej w kartce z życzeniami, a po jej śmierci w 1998 roku przez kilka kolejnych lat wysyłała mi go wraz z życzeniami moja ukochana sąsiadka z Polski, osoba zaprzyjaźniona z całą naszą rodziną. Do dnia dzisiejszego w święta u mnie w domu pachną słone paluszki i bigos w dużej ilości czeka nawet na niespodziewanych gości , którzy go uwielbiają .
Przepis na paluszki przez wiele lat przeszedł z rąk do rąk i na wielu stołach na Korfu możecie teraz je znaleźć - jako polskie " paluki".
Nawet w Anglii gdzie córka mieszka od kilkunastu lat są one podawane na świątecznych stołach - jako polskie paluszki .
Tradycje rodzinne więc trwają i są kontynuowane.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz