Moje polskie słone paluszki to tradycja rodzinna kontynuowana od wielu pokoleń w mojej rodzinie.
Zawsze w okresie Świąt Bożego Narodzenia w naszych domach pachną słone paluszki - świetny dodatek do rosołu na obiad, zakąska do kawy, czy po prostu zakąska do wina po obfitym posiłku.
Zapach paluszków zawsze przyciąga mi myśli o moim dzieciństwie mojej rodzinie i wielu szczęśliwych rodzinnych świąt razem spędzonych.
Po wyjściu za mąż za Greka oczywiście chciałam ten zwyczaj kontynuować również na Korfu.
Tak się stało od pierwszej mojej "polskiej" wigilii na wyspie - słone paluszki stoją na centralnym miejscu na stole i zawsze są przez wszystkich mile widziane i wszyscy się nimi zajadają.
Dodatkowo, zostały tak polubione przez moją tutejszą rodzinę i licznych znajomych , że obecnie we wszystkich tych domach na stołach świątecznych możecie znaleźć polskie słone paluszki.
Jestem z tego bardzo zadowolona, bo polskie smaki i wspomnienie o Polsce, która je tutaj rozpowszechniła jest często na ustach nie tylko moich znajomych przy świątecznych stołach na Korfu.
Dodam, że paluszki to też świetna zakąska do bimbru!!!
W okresie świąt mam je zawsze na stole by każdy gość mógł je skosztować. Jest to świetny dodatek do naszej kawusi.
Piekę je często w okresie całych świąt bo mimo tego, że zawsze robię podwójną porcję te pyszności bardzo szybko "znikają".
Przepis jest prosty i szybki do wykonania.
Do zrobienia paluszków potrzebujemy
- 1/2 kg zwykłej mąki ( nie pęczniejącej)
- 21 dkg tłuszczu ( może być jedna kostka masła , jednak kostka margaryny lub filiżanka oliwy z oliwek)
- 7 dkg drożdzy ( albo 2 paczuszki drożdzy w proszku)
- 1 szklanka letniego mleka
- 1 żółtko do posmarowania
- kminek (najlepiej w całości, a nie w proszku)
- sól gruboziarnista
Ja najczęściej robię dwie porcje z przepisu bo paluszki szybko "znikają" i lepiej mieć ich więcej. Potrzebujemy 2 blachy wyłożone papierem do pieczenia .
Drożdże rozpuszczamy w lekko podgrzanym mleku. Do przesianej mąki wkładamy pokrojony tłuszcz, wlewamy drożdże i wyrabiamy wszystko razem w garnku lub miseczce do chwili gdy ciasto odchodzi od rąk.
Na początku ciasto bardzo się lepi i przykleja do palców, ale po kilku minutach ugniatania go dochodzi to stanu, który pokazuję na poniższym zdjęciu. Samo odchodzi od rąk i dzięki odpowiedniej ilości zawieranego tłuszczu odkleja się samo od brzegów miski. Zbieramy je w jedna kulę.
Nie dodawajcie więcej mąki by paluszki były kruche!!!
Nadmieniam ponownie , że widzicie tutaj 2 porcje z przepisu!
Jak widzicie wkładając palce do gotowego, wygniecionego ciasta pozostają dziury po palcach. To jest potwierdzenie, że zachowane proporcje są poprawne.
Miseczkę z ciastem wypełniającym ją do połowy przykrywamy plastikową membraną ( by nie wyschło) i wkładamy do lodówki na około godzinę do czasu gdy ciasto urośnie i nawet czasami podwoi swoją objętość.
To zależy też od świeżości drożdży. Ale nawet jeśli urośnie nie tak bardzo jest gotowe do formowania paluszków.
Tak wygląda ciasto włożone do lodówki .
A tak wygląda to same wyjęte po godzinie z lodówki, już urośnięte.
Jest pulchne i odrywamy ręką garść by wyrobić paluszki.
Następnie wyrabiamy paluszki na blacie, krojąc nożem cienkie "serdelki" z ciasta na paluszki długości około 15 cm, grubości naszego kciuka.
Blatu nie posypujemy mąką bo tylko tak można je wałkować. Czasami się rozpadają bo mają włóknistą konsystencję ciasta francuskiego, ale wtedy robimy kulkę ponownie i ponownie je rozprowadzamy na blacie.
Nie muszą one być super równe i dokładnie uwałkowane co do grubości. To paluszki robione ręcznie, nie maszynowo i nawet ta nieregularność dodaje im uroku !
Układamy te paluszki na blasze , którą poprzednio wyłożyliśmy papierem do pieczenia . Bierzemy pod uwagę to , że w czasie pieczenia one trochę urosną, więc zachowujemy pewna odległość jeden od drugiego. Na każdą blachę wchodzi od 18 do 20 paluszków.
Pędzelkiem pokrywamy paluszki żółtkiem , następnie posypujemy kminkiem i gruboziarnistą solą ( do ciasta zwykle nie dodajemy soli). O ile używacie drobnoziarnistej soli po pierwsze posypujecie kminkiem ( by się przykleił ), a później solicie w ilości jaką chcecie. Ja osobiście nie robię je na bardzo słono by pasowały nawet jako zagryzka do kawy.
Jak lubicie bardzo kruche paluszki robicie je cieńsze . Ja osobiście lubię te grubsze, które w środku są nawet później miękkie.
Nagrzewamy dobrze piekarnik z powietrzem do temperatury 180 C lub piekarnik z ogrzewaniem na dole i na górze do 200 C.
Wkładamy 2 blachy do nagrzanego piekarnika ( o ile jest to piekarnik na powietrze) i pieczemy je do złotego koloru.
Porcja ciasta podana powyżej wystarcza na 2 blachy paluszków. Ja zwykle robię podwójną porcję paluszków , bo one szybko znikają z kuchni. I tak w czasie gdy pierwsze 2 blachy się pieką formuje drugą porcję paluszków , którą później układam na blasze wyjętej z piekarnika.
Po wyjęciu z piekarnika wyglądają tak.
Jeśli robicie ich więcej, np. 4 porcje podane wyżej potrzebujecie większy pojemnik do ich wyrobienia .
Najczęściej druga porcja paluszków potrzebuje mniej czasu na upieczenie - uważajcie na to .
Sprawdzajcie ich kolor. Muszą być złotego koloru . Dla tych z pań, które robią je po raz pierwszy można wyjąć jeden i spróbować. Jak nie jest upieczony w środku zostawiamy je na kilka minut w piekarniku.
Początkowo wyjęte z piekarnika ciepłe paluszki są trochę miękkie, ale jak wystygną są kruche jak ciasto francuskie.
Ja układam je w wiklinowym koszyku i przykrywam ściereczką, by miały powietrze i tak powoli ostygły.
Podaje je na stół zawsze w ten sam sposób.
Układam je najczęściej w kształcie studzienki na talerzach i tak bardzo fajnie prezentują się na świątecznych stołach.
Jeśli zrobicie większą ilość dobrze jest włożyć je po ostygnięciu do plastikowego worka, zamknąć szczelnie i włożyć do lodówki. Nie sadzę jednak, że będą tam długo leżały 🤣🤣🤣🤣
SMACZNEGO !!!
Dodam, że paluszki to też świetna zakąska do bimbru!!!
W okresie świąt mam je zawsze na stole by każdy gość mógł je skosztować. Jest to świetny dodatek do naszej kawusi.
Piekę je często w okresie całych świąt bo mimo tego, że zawsze robię podwójną porcję te pyszności bardzo szybko "znikają".
Przepis jest prosty i szybki do wykonania.
Do zrobienia paluszków potrzebujemy
- 1/2 kg zwykłej mąki ( nie pęczniejącej)
- 21 dkg tłuszczu ( może być jedna kostka masła , jednak kostka margaryny lub filiżanka oliwy z oliwek)
- 7 dkg drożdzy ( albo 2 paczuszki drożdzy w proszku)
- 1 szklanka letniego mleka
- 1 żółtko do posmarowania
- kminek (najlepiej w całości, a nie w proszku)
- sól gruboziarnista
Ja najczęściej robię dwie porcje z przepisu bo paluszki szybko "znikają" i lepiej mieć ich więcej. Potrzebujemy 2 blachy wyłożone papierem do pieczenia .
Drożdże rozpuszczamy w lekko podgrzanym mleku. Do przesianej mąki wkładamy pokrojony tłuszcz, wlewamy drożdże i wyrabiamy wszystko razem w garnku lub miseczce do chwili gdy ciasto odchodzi od rąk.
Na początku ciasto bardzo się lepi i przykleja do palców, ale po kilku minutach ugniatania go dochodzi to stanu, który pokazuję na poniższym zdjęciu. Samo odchodzi od rąk i dzięki odpowiedniej ilości zawieranego tłuszczu odkleja się samo od brzegów miski. Zbieramy je w jedna kulę.
Nie dodawajcie więcej mąki by paluszki były kruche!!!
Nadmieniam ponownie , że widzicie tutaj 2 porcje z przepisu!
Jak widzicie wkładając palce do gotowego, wygniecionego ciasta pozostają dziury po palcach. To jest potwierdzenie, że zachowane proporcje są poprawne.
Miseczkę z ciastem wypełniającym ją do połowy przykrywamy plastikową membraną ( by nie wyschło) i wkładamy do lodówki na około godzinę do czasu gdy ciasto urośnie i nawet czasami podwoi swoją objętość.
To zależy też od świeżości drożdży. Ale nawet jeśli urośnie nie tak bardzo jest gotowe do formowania paluszków.
Tak wygląda ciasto włożone do lodówki .
A tak wygląda to same wyjęte po godzinie z lodówki, już urośnięte.
Jest pulchne i odrywamy ręką garść by wyrobić paluszki.
Następnie wyrabiamy paluszki na blacie, krojąc nożem cienkie "serdelki" z ciasta na paluszki długości około 15 cm, grubości naszego kciuka.
Blatu nie posypujemy mąką bo tylko tak można je wałkować. Czasami się rozpadają bo mają włóknistą konsystencję ciasta francuskiego, ale wtedy robimy kulkę ponownie i ponownie je rozprowadzamy na blacie.
Nie muszą one być super równe i dokładnie uwałkowane co do grubości. To paluszki robione ręcznie, nie maszynowo i nawet ta nieregularność dodaje im uroku !
Układamy te paluszki na blasze , którą poprzednio wyłożyliśmy papierem do pieczenia . Bierzemy pod uwagę to , że w czasie pieczenia one trochę urosną, więc zachowujemy pewna odległość jeden od drugiego. Na każdą blachę wchodzi od 18 do 20 paluszków.
Pędzelkiem pokrywamy paluszki żółtkiem , następnie posypujemy kminkiem i gruboziarnistą solą ( do ciasta zwykle nie dodajemy soli). O ile używacie drobnoziarnistej soli po pierwsze posypujecie kminkiem ( by się przykleił ), a później solicie w ilości jaką chcecie. Ja osobiście nie robię je na bardzo słono by pasowały nawet jako zagryzka do kawy.
Jak lubicie bardzo kruche paluszki robicie je cieńsze . Ja osobiście lubię te grubsze, które w środku są nawet później miękkie.
Nagrzewamy dobrze piekarnik z powietrzem do temperatury 180 C lub piekarnik z ogrzewaniem na dole i na górze do 200 C.
Wkładamy 2 blachy do nagrzanego piekarnika ( o ile jest to piekarnik na powietrze) i pieczemy je do złotego koloru.
Porcja ciasta podana powyżej wystarcza na 2 blachy paluszków. Ja zwykle robię podwójną porcję paluszków , bo one szybko znikają z kuchni. I tak w czasie gdy pierwsze 2 blachy się pieką formuje drugą porcję paluszków , którą później układam na blasze wyjętej z piekarnika.
Po wyjęciu z piekarnika wyglądają tak.
Jeśli robicie ich więcej, np. 4 porcje podane wyżej potrzebujecie większy pojemnik do ich wyrobienia .
Najczęściej druga porcja paluszków potrzebuje mniej czasu na upieczenie - uważajcie na to .
Sprawdzajcie ich kolor. Muszą być złotego koloru . Dla tych z pań, które robią je po raz pierwszy można wyjąć jeden i spróbować. Jak nie jest upieczony w środku zostawiamy je na kilka minut w piekarniku.
Początkowo wyjęte z piekarnika ciepłe paluszki są trochę miękkie, ale jak wystygną są kruche jak ciasto francuskie.
Ja układam je w wiklinowym koszyku i przykrywam ściereczką, by miały powietrze i tak powoli ostygły.
Podaje je na stół zawsze w ten sam sposób.
Układam je najczęściej w kształcie studzienki na talerzach i tak bardzo fajnie prezentują się na świątecznych stołach.
Jeśli zrobicie większą ilość dobrze jest włożyć je po ostygnięciu do plastikowego worka, zamknąć szczelnie i włożyć do lodówki. Nie sadzę jednak, że będą tam długo leżały 🤣🤣🤣🤣
SMACZNEGO !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz