Po kilku pierwszych latach mojego pobytu na Korfu , kiedy wiele obserwowałam, poznawałam tutejsze zwyczaje, postanowiłam wprowadzić pewnego rodzaju zmiany w tradycjach rodziny dotyczące sposobu obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Chodziło mi o to by każdy z członków rodziny był zadowolony i by dla wszystkich święta były niezapomniane.
Po 3 latach mojego pobytu na Korfu moja szwagierka urodziła kolejne dziecko - rodzina się powiększyła i tak zdecydowaliśmy się spędzać święta wśród najbliższej rodziny . Trzeba było wprowadzić elementy międzynarodowe, tak by mąż mojej szwagierki Anglik - był zadowolony, elementy polskie bym ja jako Polka też miała coś polskiego i oczywiście trzeba było kontynuować zwyczaje greckie by zadowolić wszystkich , ale głównie moich teściów.
Międzynarodowe rodziny na Korfu to coś codziennego, jest ich wiele. Jest to wynikiem bogatej historii wyspy- okupacji angielskiej, włoskiej , czy francuskiej , które spowodowały, że wiele tutejszych rodzin ma przodków we Francji, we Włoszech , czy w Anglii. Dodatkowo jako wyspa turystyczna Korfu przyciąga tutaj wiele ludzi z całego świata , którzy zakochują się w tym miejscu lub w jakiejś osobie z wyspy i tak grupa międzynarodowa na wyspie się powiększa.
Oczywiście by wprowadzić pewne zmiany w sposobie obchodzenia świąt potrzebna była dyplomacja by wszystko to osiągnąć, bo zmienianie zwyczajów szczególnie u ludzi starszych nie jest łatwe. Trzeba było zachować równowagę we wszystkim.
Mój ukochany teść śmiał się , że Polka " komunistka" robi zamieszanie w rodzinie , ale tak naprawdę to mu się to podobało.
Po drugiej , bardzo udanej mojej wigilii na Korfu w moim domu , która miała wiele elementów polskich (piszę o tym w innym artykule) postanowiłam to kontynuować .
Zdecydowałam w wigilie zbierać całą rodzinę u siebie by zajadać się tymi moimi kochanymi wigilijnymi polskimi potrawami.
Wigilia zaczynała się dzieleniem polskim opłatkiem który zawsze moja mama mi przed świętami przesyłała z Polski.
W wigilię dla każdego było coś dobrego. Wszyscy jedli rosół z polskimi słonymi paluszkami, ja ze szwagierką i szwagrem zajadaliśmy się pierogami z grzybami, inni jedli bigos, teściowa próbowała wszystkiego, a teść miał swoje ulubione danie - udo indycze z ziemniakami z piekarnika. Tak więc wszyscy byli zadowoleni i o to chodziło !!
Po obiedzie wszyscy razem chodziliśmy na godzinny spacer do kościółka Vlacherny na Kanoni . To miejsce jest niedaleko mojego domu , piękny punkt widokowy na lotnisko korfiańskie, Mysią Wyspę i na ten kościółek. Tam zapalaliśmy świeczki z myśla o osobach ukochanych i powoli wracaliśmy do domu by delektować się ciastkami , kawą lub ciepłą herbatą. Wieczór najczęściej kończył się wspólnym oglądaniem jakiegoś klasycznego filmu o świętach - tak by dzieciaki były szczęśliwe. Prezentów tego dnia nie było , czekały na nas w pierwszy dzień świąt.
Pierwszy dzień świąt najczęściej zaczynał się miłym rodzinnym śniadaniem i spacerem po zatoczce Garitsa w mieście , gdyż blisko tego miejsca mieszkała moja szwagierka . Tam spędzaliśmy pierwszy dzień świąt z elementami zwyczajów angielskich.
Stół świąteczny przypominał święta w Anglii. Było wiele przystawek : gotowane kalafior, marchewki, małe grzybki, borówki, ziemniaki z piekarnika, sałatki różnego rodzaju i oczywiście wyjmowany w ostatniej chwili z piekarnika nadziewany piękny indyk.
Przyznam się ,że wszystko zawsze było bardzo smaczne i często z trudnością trzeba było sobie odmówić czegoś by spodnie i spódnice się zapinały...... Po obiedzie była przerwa i ponowny spacer - tym razem po przeuroczej zatoczce Garitsa , która tego dnia wtedy i obecnie jest pełna znajomych . Dzieciaki w czasie tego spaceru zawsze były niecierpliwe kiedy wrócimy do domu , bo czekały na prezenty znajdujące się pod choinką od rana. Wracając do domu piliśmy kawę lub herbatę i zajadaliśmy tradycyjny putting przygotowany przez mojego szwagra Anglika - wspaniały , pachnący - pyszny.
Nadchodziła ta jedyna w swoim rodzaju chwila na która dzieci czekały. Zaczynaliśmy otwierać prezenty. Oczywiście kilka pierwszych było dla dzieci które na to tak czekały. Później każdy w kolejności dostawał coś.
Prezentów zawsze było mase. Poza dużymi , głównie dla dzieci było wiele prezentów malutkich , pięknie opakowanych z ciekawą zawartością . Chodziło o jak najlepsze pomysły, by sprawić prezent z którego ktoś będzie zadowolony , a który nie będzie drogi. W większości przypadków o to chodzi. I tak teść , jak zwykle, dostawał wile różnej wielkości paczuszek , różnie zapakowanych z jego marką papierosów, czy różnego rodzaju skarpetki. Zawsze był z tych prezentów zadowolony. Szwagier dostawał duża ilość paczuszek z zapalniczkami , które namiętnie zawsze gubił, teściowa zawsze miała jakiś drobiazg do domu i czekoladki , które lubiła itd.
Otwieranie tych wszystkich prezentów trwało zawsze całe popołudnie i przeplatane było jedzeniem ciast, czy oglądaniem filmów rysunkowych dla dzieci . Niezapomniane chwile.....
Drugi dzień świąt należał do teściowej.
Po dwóch dniach ciągłego jedzenia wszyscy tęskniliśmy za czymś lekkim . I tak u teściowej zawsze czekał na nas rosół z kury i wołowiny przyprawiony ubitą pianą z jaja z cytryną. To jest typowa zupa grecka o nazwie awgolemono, którą często na Korfu jemy w okresie zimy. Na drugie danie było mięso gotowane z warzywami i oczywiście po kolejnym spacerze ciastka .
Uff , tyle jedzenia w ciągu kilku dni . Zawsze przybywało kilogram lub dwa mimo tych spacerów i uważania .
W te dni jednak nikt nie myślał o tym . Spędzaliśmy bardzo rodzinnie święta ciesząc się szczególnie szczęśliwymi uśmiechami naszych dzieci - bo najlepdze święta widać w oczach uśmiechnietych dzieciaków.
Tak spędzaliśmy święta rodzinne przez wiele kolejnych lat,12 czy 13 - kiedy nasze dzieci były małe. Wszystko uległo zmianie po śmierci moich teściów i kiedy moja szwagierka z całą rodziną wyemigrowała do rodzinnej miejscowości jej męża w Angli , gdzie mieszkają do dnia dzisiejszego.
Były to niezapomniane chwile mojego życia i nie tylko mojego . Bardzo często wspominamy te dni z moja córką. Jest to wielki skarb, który mamy schowany w naszych sercach i mam nadzieje , że córka zakładając rodzinę w Anglii będzie to kontynuowała przez wiele lat .
Jak do tej pory widzę, że te elementy naszych świąt na Korfu zakorzenione są w jej sercu i są wprowadzone w jej rodzinnym domu w Anglii.
Tam mają polsko-grecko-angielskie święta i bardzo fajnie to jest połączone w dużej międzynarodowej rodzinie .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz