Mija wiele lat od chwili gdy po raz pierwszy, przed ponad 40 laty stanęłam moja nogą na tej wyspie.
Ktoś śpiewał "40 lat minęło jak jeden dzień ". Dla mnie te 40 lat pobytu na tej wyspie minęły jak jeden dzień - wiele przygód, wrażeń i konfrontacji różnych kultur - polskiej i greckiej.
O tym wszystkim chcę na tym blogu napisać - a jest o czym.
Przyjeżdżając na wyspę w maju 1981 roku - tak dawno- miałam mało wiadomości na jej temat. Zadeklarowana na praktykę studencką na 6 miesięcy na wyspie Korfu z międzynarodowej organizacji studenckiej AIESEC wiedziałam , że pojadę na mała wyspę - jedna z wysp Jońskich. Małe przewodniki po świecie mówiły o turystycznej wyspie z wieloma atrakcjami , ale dla mnie to wszystko było do prześledzenia na miejscu.
Po nocnym locie z Warszawy do Aten wychodząc z samolotu , po pierwsze uderzyła mnie w twarz ciepła fala powietrza. Była noc , około drugiej w nocy i mimo wszystko to uczucie bardzo intensywne. Zastanawiałam się nad tym , że jeśli w nocy mamy taką różnice temperatury to co mnie czeka w dzień???
Następnie trzeba było przejechać taksówką na dworzec autobusowy. Przy dawniejszych dużych różnicach dewizowych bilet na samolot na Korfu był dla mnie drogi, a dodatkowo myślałam o tym , że jadąc autobusem będę miała okazję zobaczyć trochę Grecji.
Sama, w nieznanym kraju, z wielka walizką z rzeczami potrzebnymi na 6 mesiecy, przejechałam taksówką całe miasto, które spało.
Patrzyłam się przez okno na to nowe dla mnie miasto - dużo prostych domów nie tak wysokich, wiele wystaw i ogromnych reklam na dachach i zupełnie inna atmosfera niż w kraju , w moim mieście rodzinnym - Lublinie.
Na dworcu obserwowałam ludzi. Mimo nocy ludzie byli pełni energii, głośno rozmawiali, gestykulowali coś sobie tłumacząc i mimo nocnego zmęczenia ich twarze były uśmiechnięte.
Podróż na wyspę była męcząca i długa. Dużo pasażerów w autobusie, dwa razy przesiadki na prom i 8 godzin jazdy - to był koszmar. W niektórych miejscach zastanawiałam się nawet nad tym by zabrać swoja walizkę i wysiąść , ale kiedy zmęczenie dochodziło do zenitu kierowca zapowiadał przystanek - na posiłek , na toaletę , na kawę czy dla palaczy na papierosa.
Rankiem około 8.30 zobaczyliśmy wybrzeża wyspy.
Wyszłam na pokład by ją z daleka obserwować. Po pierwsze zobaczyłam kontury twierdzy - dużej okazałej , a za nią szereg starych , bardzo starych budynków 2-3 piętrowych.
Przyznam się, że moje pierwsze wrażenie było negatywne. Nie podobały mi sie te stare budynki. Były pokryte wilgocią, wyglądały zaniedbane i opuszczone.
Pierwsza moja myśl .... Boże gdzie bedę musiała być przez 6 miesięcy...
Ogłoszono, że dojechaliśmy do portu w Korfu.
Zabrałam swoje rzeczy i wysiadłam w tłumie pasażerów na ląd. Tam panowało wielkie zamieszanie. Rodziny witały krewnych, ludzie wołali chłopców do noszenia walizek, przyjeżdżały samochody , które wypełniano licznymi bagażami. Ja ruszyłam w głąb miasta pytając się po angielsku o to gdzie znajduje się bank w którym miałam się zgłosić na praktykę. Ludzie uśmiechnięci pokazywali mi ulicę , która miałam iść.
Wszystko jednak dla mnie wyglądało jak zaczarowane. Grecka muzyczka wypływała z jakiejś kawiarenki, wszyscy gdzieś się spieszyli , głośno pozdrawiając się. Wyglądało na to, że wszyscy się tu między sobą znają. Obok tawerny w małym sklepiku gruby Grek w białym fartuchu mielił kawę w specjalnym dużym młynku. Jej zapach rozchodził się po całej ulicy. W innym miejscu ludzie kupowali jakieś pachnące placki i na drodze spiesząc się gdzieś jedli je z wielkim apetytem.
Szłam ulicą zauroczona tym wszystkim.
Czułam się od pierwszej chwili jak u siebie, wszystkim byłam zachwycona , nawet te bardzo stare, wysokie kamieniczki bardzo mi się teraz podobały.
Wtedy pomyślałam , że to miejsce bardzo do mnie pasuje lub mówiąc poprawniej - ja do niego bardzo pasuje....
PS. Artykuły opisujące moje przygody i pierwsze lata na Korfu znajdziecie w serii : TO I OWO O MNIE , PIERWSZE LATA NA KORFU i WSPOMNIENIA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz